RSO, czyli eskalacja zielonej strony mocy
Na samym wstępie pragnę zapobiec nieporozumieniom. Tekst nie ma nic wspólnego z RRSO czyli rzeczywistą roczną stopą oprocentowania. Pragnę prześledzić losy o wiele przyjemniejszej w skutkach substancji, która rozważana powinna być przede wszystkim jako konopna odpowiedź na nieskończone zapotrzebowanie medycyny.
Prawidłowym rozwinięciem tajemniczego skrótu to Rick Simpson Oil. Rick Simpson jako odkrywca i jednocześnie pierwszy pacjent na własnej skórze (dosłownie – z jego relacji wynika, iż wyleczył u siebie potwierdzonego raka skóry) przekonał się o niezwykłych właściwościach rośliny. Nazwa może zmylić, ponieważ z olejem omawiana substancja nie ma wiele wspólnego poza oleistą formą. Popularny na światowym rynku olej z konopi to w rzeczywistości olej z nasion konopi, a nie z kwiatów czy też innych części rośliny. RSO to ekstrakt konopny, wyciąg z kwiatów charakteryzujący się dużą ilością pożytecznych dla człowieka kannabinoidów. I proszę mnie dobrze w tym momencie zrozumieć, mówiąc dużo mam namyśli nawet powyżej 70 % kannabinoidu THC w wyciągu.
O tym jak wielkie pokłady mocy zalegają w niewielkich nawet ilościach RSO świadczy fakt, że dawka wielkości ziarenka ryżu może być dla początkującego użytkownika przytłaczająco silna. Sam wynalazca na pierwszą kurację poleca 1/50 grama RSO (!). Jakość i procentowa ilość substancji czynnych ekstraktu zależy przede wszystkim od jakości surowca czyli marihuany i warunków w jakich ekstrakcję się przeprowadza. Warto zaznaczyć, że ów proces pozyskiwania RSO jest niebezpieczny, i niesie ze sobą wiele utrapień. Otóż kannabinoidy nie rozpuszczają się w wodzie, co mocno komplikuje sprawę. Zamiennikiem mogą być alkohol lub węglowodory, czyli np. propan i butan a także heksan i benzyna apteczna. Już na sam widok tej listy każdego normalnego człowieka mogą przejść ciarki, i nie bez powodu. Są to substancje lotne i łatwopalne, wielokrotnie dokumentowano przypadki, gdzie domowe laboratoria przerodziły się w pułapkę. Nawet gdy zabawa w chemika się powiedzie, to użytkownik staje przed otwartym pytaniem – czy całkowicie usunąłem rozpuszczalnik z produktu końcowego ? Odpowiedź może przynieść zbadanie produktu w profesjonalnym laboratorium, co z oczywistych względów niesie ze sobą kolejny szereg kłopotów (jeśli chcesz zbadać swoją próbkę napisz do nas e-mail).
Z punktu widzenia pacjenta o wiele bardziej interesującą sprawą jest sposób przyjmowania RSO oraz to, na co wyciąg pomaga. Co do punktu pierwszego – tam gdzie błona śluzowa, tam wyciąg sprawdzi się doskonale. Idąc tym tropem, RSO stosować można donosowo, podjęzykowo, pod dziąsła, na wewnętrzną stronę policzków, dopochwowo czy doodbytniczo. Słowem – dla każdego znajdzie się idealne miejsce, w zależności gdzie i co w naszym organizmie nam doskwiera. Oczywiście najpopularniejszą metodą implementacji wyciągu jest droga doustna. Nie należy wykluczać jednak plastrów czy też okładów, czyli stosowania preparatu poprzez skórę. Podobnie jak w przypadku popularnych ciasteczek czy żelków z THC, ekstrakt daje odczuwalne działanie po pewnym czasie, wiąże się to z układem trawiennym który najzwyczajniej w świecie potrzebuje chwili na wykonanie swojej roboty.
Co do właściwości leczniczych RSO to lista jest długa i obfita w wiele ciężkich chorób. Nie odbiega ona od schorzeń leczonych przez marihuanę, bo przecież to dokładnie ta sama substancja różniąca się jedynie formą i ilością nagromadzonych kannabinoidów. Także w tym miejscu odsyłam do nieustannie powiększającej się listy pożytków płynących z konopi, skupie się zamiast tego na innym, niezwykle interesującym temacie.
Tysiące użytkowników RSO z całego świata daje żywe świadectwo na to, iż ekstrakt jest w istocie remedium na wszystko, substancją zdolną pokonać każdą zmorę ludzkiego ciała i duszy, od przeziębienia przez depresję po dowolną formę nowotworu. Można ulec wrażeniu, iż matka natura po głębszej analizie tego ile nieszczęść toczy społeczeństwo od prawieków postanowiła wreszcie zmiłować się nad biedakami i dała nam lekarstwo – cud. Kto wie, może i tak jest ? Problem w tym, że nikt nie jest rzeczywiście w stanie tej tezy potwierdzić, ale i jej obalić. Powód jest banalnie prosty – nie przeprowadzono szeroko zakrojonych i dogłębnych badań nad RSO. Świadectwa osób stosujących ekstrakt mogą nie mieć w sobie prawdy, albo nie na tyle, ile chcieli by sami użytkownicy. W to, że ekstrakt pomaga nie wątpi nikt. W przeciwnym wypadku taka osoba negowała by medyczne właściwości marihuany, które są naukowo udokumentowane. Trzeba natomiast w tym konkretnym przykładzie rozwiać wątpliwości – jak, na co, i w jakim stopniu RSO pomaga, w jakich dziedzinach bardziej, w jakich mniej, a w jakich jest być może pionierem. To, jaką drogę musi przejść lek od wynalezienia do apteki zasługuje na osobny artykuł. Dosyć stwierdzić, iż jest to droga usłana setkami milionów banknotów. To, czy takie badania na dużą skalę powstają albo czemu nie będą powstawać to także materiał na osobny artykuł – tylko naiwna osoba uwierzy w to, iż koncern farmaceutyczny kieruje się tylko i wyłącznie dobrem pacjenta.
A więc docieramy do miejsca, z którego pozostaje jedynie wypatrywać kolejnych opracowań naukowych, badań, śledzić historie tysięcy użytkowników RSO. Kto wie, może kiedyś, w niedalekiej przyszłości ujrzymy na horyzoncie nowe, rewolucyjne dla nauki i człowieka możliwości rośliny ?
Jakub Wieczorek
- Legalizacja marihuany w USA. Spojrzenie na lokalne trendy - 29 października 2024
- Wpływ finansowy legalizacji i regulacji marihuany dla dorosłych w USA - 24 października 2024
- Wpływ legalizacji marihuany w USA: Spadek użycia wśród młodzieży, wzrost wśród osób z wyższym wykształceniem i dochodami - 24 października 2024