Uczynność nie popłaca i jest niebezpieczna. Zaufanie do policji i wykonywanie jej poleceń grozi więzieniem. Do tego wszystkiego mleczarz uknuł bezlitosny spisek narkotykowy. Oto kilka ostatnich kartek z dziennika niesławnej Prohibicji. Zwyczajnych i typowych zdarzeń, codziennych medytacji. Historie te Prohibicja mogła napisać w prawie każdym kraju na świecie, ale zdarzyły się akurat w Polsce.
Mężczyzna, który wziął autostopowicza, mógł wpaść przez niego w poważne tarapaty, gdy policjanci zatrzymali auto do kontroli. Poprosili pasażera-autostopowicza o „dobrowolne wydanie przedmiotów, których posiadanie jest zabronione”, co ten uczynił i z kieszeni wyjął 3 gramy amfetaminy. W samochodzie policja znalazła jeszcze marihuanę. Kierowca zapewniał, że nie ma z tym nią wspólnego. W końcu pasażer przyznał, że przestraszony kontrolą próbował pozbyć się dowodów, podrzucając je kierowcy. który „prędko nie odważy się zabrać kolejnego autostopowicza”. Tak skomentowała ową koszmarną jazdę stacja TVN Warszawa w materiale „Wziął autostopowicza, a ten podrzucił mu narkotyki”.
Pojedynek policja vs. skarbówka
Nie tylko autostopowicz może podłożyć nam świnię. W podrzucaniu narkotyków na całym świecie przoduje oczywiście grupa najbardziej zainteresowana tym procederem, czyli policja. Kolejne potwierdzenie tego faktu można było znaleźć w grudniu zeszłego roku w materiale Olgi Bierut w TVN24 pt. „Policjanci przed sądem. Podrzucili narkotyki pracownikowi skarbówki”. Oskarżony powtarzał konsekwentnie i dowodził, że to nie jego ‘narkotyki’ i że nigdy nie palił marihuany. Po dwóch długich latach dochodzenia okazało się, że jednak mówił prawdę. Śledczy uznali, że podrzucili je policjanci, którzy kontrolowali auto.
Podejrzany wracał z pracy do domu jak zwykle o tej samej godzinie. Utknął w korku i akurat do niego podjechał partol. Według policji dziwnie się zachowywał, więc go przeszukali i znaleźli u niego ponad trzy gramy marihuany schowanej za siedzeniem. Urzędnik nie wrócił więc, jak zwykle, do domu, ale został zatrzymany, potem usłyszał zarzuty za posiadanie narkotyków. Obawiał się, że straci pracę i przez lata będzie tkwił w sądach. Prokuratura po 2 latach jednak doszła w śledztwie do prawdy i oskarżyła funkcjonariusza Oddziału Prewencji Policji w Białymstoku o to, że „przekroczył uprawnienia służbowe i poprzez podstępne zabiegi oraz tworzenie fałszywych dowodów skierował przeciwko innej osobie”, jak można przeczytać w akcie oskarżenia. Podstępne zabiegi to: „sprawdzenie danych osobowych”, a następnie „sporządzenie nieprawdziwego meldunku, że osoba rozprowadza i handluje środkami odurzającymi”. Poza tym nakłonienie podległego sobie policjanta do podpisania tego meldunku oraz to, że podrzucił mu narkotyki i na tej podstawie dokonał zatrzymania i przeszukania, jak tłumaczyła lokalna prasa za prokuratorem. Policjant został oskarżony też o składanie fałszywych zeznań. Jego kolega został oskarżony o współpracę i składanie fałszywych zeznań.
Dlaczego ofiarą padł akurat inspektor kontroli skarbowej? Może przez przypadek, może zaś wśród kontrolowanych przez niego ludzi byli jacyś znajomi policjantów. Nie udało się jednak potwierdzić, że funkcjonariusze działali na ich zlecenie. Sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Białymstoku. Postępowanie będzie dosyć długie, o na liście świadków jest kilkadziesiąt osób. Obu policjantom grozi teraz od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Obaj nie pracują już w policji – jeden przeszedł na emeryturę, drugi został zawieszony.
Happy end i piękne, bajkowe zakończenie historii. Ciekawe, czy ktoś bez pozycji, znajomości i uporu kontrolera też zdołałby tak mocno zainteresować swoją wersją zdarzeń prokuraturę? Czy może raczej dałaby ona wiarę współpracującym z nią każdego dnia policjantom?
Mleczarz z piekła rodem
Podrzucanie „nielegalnych narkotyków”, jest popularne na całym świecie również w świecie biznesu i polityki niektórych celu niszczenia konkurencji. W niektórych „rozwiniętych” krajach wystarczy podrzucić garść zakazanych grzybów, warzyw czy trawy. Wielu ludzi ma jednak gest i potrafi wbić się w koszty. Np. puławski przedsiębiorca, który ostatnio zasłynął dogłębnie przemyślaną akcją, z rozmachem wymierzoną w swoich konkurentów w przetargu. Właściciel firmy transportowej chciał wygrać przetarg na dostawę mleka do szkół, ogłoszony przez Agencję Rynku Rolnego. Nie miał jednak zamiaru konkurować z innymi przedsiębiorcami ceną – postanowił ich wrobić w handel narkotykami. Przebiegły plan mleczarza opisał Dziennik Wschodni: Hubert W. zdobył pół kilograma marihuany, podzielił na trzy porcje i zapakował. Pierwszą paczkę podrzucił na podwórko przedsiębiorcy z Końskowoli; kolejne dwie zabrał do Przysuchy, gdzie mieszkał kolejny zainteresowany wożeniem mleka do szkół. Jedną z paczek wrzucił za jego płot, a z ostatnią poszedł na pocztę. Podając się za przedsiębiorcę z Przysuchy, wysłał paczkę z marihuaną do tego z Końskowoli. Następnie zadzwonił do CBŚ w Lublinie i podał dane nadawcy i adresata „podejrzanej przesyłki”. Doniósł im także o tajemniczych skrytkach na narkotyki na ich posesjach. Śledczy znaleźli zarówno przesyłkę, jak i paczki z marihuaną, ale zebrane dowody obciążyły Huberta W. Rozpoznała go pracownica poczty, gdzie nadawał paczkę. Usłyszał zarzuty posiadania narkotyków oraz fabrykowania dowodów przeciwko innym osobom. Grozi mu teraz do 10 lat więzienia.
Pisarz: Chroniczny
ŹRÓDŁO: CANNABIS.INFO
- Konopie w jednej grupie z heroiną? Analiza kontrowersyjnej klasyfikacji i nasze działania - 26 listopada 2024
- Prośba do obywateli: Zapytajcie kandydatów o depenalizację marihuany! - 26 listopada 2024
- Pismo do Ministerstwa Zdrowia w sprawie ograniczenia teleporad dla pacjentów korzystających z medycznej marihuany - 24 listopada 2024