Z perspektywy zwolennika liberalizacji przepisów narkotykowych, zmiana na fotelu szefa rządu nie budzi wielkiego entuzjazmu. Ewa Kopacz przez lata tłamsiła wszelkie próby racjonalnej dyskusji o marihuanie, choć jednocześnie deklaruje się jako obrończyni wolności osobistych. Donald Tusk mówił: „chcecie legalizacji marihuany, zmieńcie premiera”. Czy to wystarczy?
Nie emocjonowałem się szczególnie zmianą u steru, dopóki wczoraj nie rzucił mi się w oczy nagłówek z Wyborczej: „Nie będę ludziom urządzać życia”. Że co?! Kobieta, która jako Marszałek Sejmu robiła wszystko, żeby mówić użytkownikom marihuany jak żyć, robi się teraz na wielką leseferystkę i piewczynię odpowiedzialności za własne poczynania? Niechaj i tak będzie. Pora powiedzieć: sprawdzam.
Pani Ewo, jeśli tylko uda się Pani przekonać parlamentarną większość i rzeczywiście objąć stanowisko Premiera Rzeczypospolitej, otrzyma Pani ode mnie kredyt zaufania. Zapomnijmy sobie wszystkie dotychczasowe przytyki, Pani polecenia wyrzucania nas z Sejmu, wpisywania nas na czarne listy, Pani bezceremonialne ignorowanie procedur demokratycznych i niszczenie naszych projektów bez dopuszczenia nas do głosu. Dajmy sobie czystą kartę, spróbujmy jeszcze raz.
Jako była Minister Zdrowia, osoba z medycznym wykształceniem, jest Pani jak mniemam człowiekiem nauki. Proszę na chwilę odrzucić stereotypy, społeczne fobie i słupki poparcia, a zamiast tego spojrzeć na fakty. Szkodliwość marihuany, zarówno ta toksyczna dla organizmu, jak i dla społeczeństwa jako całości, czy efemerycznego „zdrowia publicznego”, jest mniejsza niż w przypadku Pani ukochanego tytoniu. Jeśli jest Pani gotowa przyjąć podstawowe fakty, powinna Pani niezwłocznie dopuścić do dalszych prac projekt doprecyzowania wartości granicznych, czyli określenia czym jest „nieznaczna ilość” na własny użytek.
Kolejną rzeczą, do której zobowiązała się Pani składając przysięgę Hipokratesa, jest bezwarunkowe dopuszczenie marihuany do celów medycznych. Mówię to w imieniu setek tysięcy pacjentów cierpiących na choroby neurodegeneracyjne, przechodzące chemioterapię, czy będących w stanach paliatywnych. Odmawianie tym ludziom skutecznego lekarstwa jest nie tylko złą polityką i grzechem (zdaje się, że jest Pani wierząca), ale też oznaką skrajnej znieczulicy i braku poszanowania dla obowiązków lekarza. Nie musicie tego robić na naszych warunkach. Jeśli obawia się Pani, że nasza propozycja jest „furtką dla legalizacji” – napiszcie swoją. Proszę powołać zespół ekspertów, który określi warunki stosowania i ramy prawne. Tylko proszę tym razem pominąć katechetów.
Mówi Pani, że nie zamierza urządzać ludziom życia. Proszę potraktować swoje słowa poważnie. Użytkownicy marihuany – a jest nas w Polsce 2-3 miliony – w dużej mierze wiedzą, co robią. Prohibicja jest niczym innym jak właśnie przykładem mówienia ludziom, jak mają żyć – co więcej, mówienia próżnego, nieskutecznego, szkodliwego. Jeśli nie chce Pani do końca swojego urzędowania żyć w cieniu Donalda Tuska, musi Pani podejmować odważne decyzje, których bał się Pani poprzednik. Uregulowanie marihuany to jedna z nich. Projekty leżą w Sejmie, eksperci czekają na znak. Piłeczka po Pani stronie.
Maciej Kowalski – rzecznik stowarzyszenia Wolne Konopie
- Konopie w jednej grupie z heroiną? Analiza kontrowersyjnej klasyfikacji i nasze działania - 26 listopada 2024
- Prośba do obywateli: Zapytajcie kandydatów o depenalizację marihuany! - 26 listopada 2024
- Pismo do Ministerstwa Zdrowia w sprawie ograniczenia teleporad dla pacjentów korzystających z medycznej marihuany - 24 listopada 2024