W Ameryce zawrzało. Barack Obama, który jeszcze w 2008 roku podczas kampanii wyborczej przedstawiał się jako zwolennik liberalizacji przepisów o stosowaniu marihuany, dziś zmienia front. Agendy rządowe nękają firmy zajmujące się dystrybucją narkotyku. W ciągu pierwszych trzech lat rządów Obamy przeprowadzono ponad sto takich nalotów – podaje amerykańskie czasopismo „Rolling Stone”.
Nie byłoby w tym nic zaskakującego – przecież marihuana uzależnia – gdyby nie fakt, że firmy te mają pozwolenie na obrót narkotykiem. W 16 stanach Ameryki palenie marihuany w celach leczniczych jest całkowicie legalne. Trzeba mieć tylko zezwolenie.
Dla setek tysięcy pacjentów, dla chorych często w terminalnych stadiach ciężkich schorzeń ograniczenie dostępu do marihuany brzmi niemal jak wyrok. Oto liberalna w kwestii stosowania marihuany Ameryka wprowadza restrykcje, np. w Massachusetts mandat do stu dolarów musi zapłacić osoba chora przyłapana z małą dawką narkotyku. Co zatem czeka chorych? Szczególnie pełni obaw są pacjenci w Europie. Tutaj zazwyczaj nie tylko jest zabronione palenie trawy, lecz także poważnie ograniczony dostęp do legalnie zarejestrowanych leków zawierających kanabinoidy, czyli substancje psychotropowe obecne w marihuanie.
A stworzono już co najmniej dwa takie leki. Przeznaczone są dla chorych na raka, u których hamują nudności wywołane chemioterapią i uśmierzają ból nowotworowy. Przydają się też chorym na stwardnienie rozsiane (SM), bo łagodzą ból, a także zmniejszają sztywność mięśni. – Dzięki skrętom mogę nieco sprawniej się poruszać i bez problemu przespać noc – zapewnia dwudziestoparolatek chory na SM.
Naukowcom wydawało się, że zarejestrowanie pierwszych leków kanabinoidowych i dowiedzenie ich skuteczności w leczeniu chorych na raka i SM to początek medycznej kariery marihuany. – Dopiero zaczynamy poznawać mechanizm działania kanabinoidów. Może się więc okazać, że lista chorób, w którym są one przydatne, jest niezwykle długa – mówi dr Jerzy Jarosz z warszawskiego Centrum Onkologii, od lat zajmujący się leczeniem bólu nowotworowego.
Receptory kanabinoidowe (to wypustki na komórkach, do których mogą się przyłączyć te substancje psychotropowe i w ten sposób wpływać na pracę komórki) znaleziono niemal we wszystkich częściach naszego ciała. Dowiedziono, że ich zablokowanie działa relaksująco na komórkę, a tym samym na cały narząd czy tkankę.
Naukowcy odkryli również, że kanabinoidy stymulują układ odpornościowy do walki z infekcjami i niektórymi odmianami raka. Skuteczność aktywnych składników marihuany wykazano wstępnie w leczeniu glejaka, jednego z najbardziej śmiertelnych typów guza mózgu. Być może związki te okażą się przydatne w leczeniu miażdżycy i padaczki. Może też – o czym czytamy w „American Journal of Pathology” – będą stosowane u chorych na cukrzycę, by nie dopuścić do grożącej ślepotą retinopatii.
Z kolei dr Jarosz prowadzi właśnie testy kliniczne, które mają ocenić przydatność w leczeniu chorych na raka jednego z leków zawierających wyciąg z marihuany. Badanie objęło pacjentów, którzy dostają przeciwbólowe opioidy. Wstępne wyniki dr Jarosz już ma. – Wszyscy chorzy zapytani, czy dalej chcą dostawać kanabinoidy, jednogłośnie potwierdzili. Wszyscy uznali, że dzięki nim czują się lepiej – mówi dr Jarosz. Więcej szczegółów nie może podać, bo badanie trwa. Dodaje tylko, że nie jest to terapia, którą można by nazwać rewolucyjną czy rewelacyjną, ale na pewno bardzo pomaga pacjentom. Łagodnie wspomaga leczenie.
Doktor Jarosz ma więc nadzieję, że uda się zarejestrować kanabinoidy również u nas. Na przykład w Czechach są one nawet refundowane. Chciałby także, by pacjenci w Polsce mogli je otrzymywać bez trudu, bo na razie dostają je tylko wtedy, gdy zostaną objęci takim badaniem klinicznym, jakie prowadzi m.in. jego ośrodek. Albo – nielegalnie – palą trawkę, którą sami wyhodują.
W Polsce bowiem żaden z leków stworzonych na bazie konopi indyjskich nie został dopuszczony do obrotu. Można je co prawda legalnie zamówić dla konkretnego chorego na tzw. import docelowy, ale tylko w teorii. – W Polsce jest taki bałagan prawny, że lekarze nie chcą sprowadzać tych leków na import
docelowy. Po co mają się narażać? Przecież po czymś takim nie mieliby łatwego życia: albo staliby się bohaterami Ruchu Palikota, albo zostali uznani za przestępców, którzy namawiają ludzi do nałogu – mówi dr Jarosz. I tak źle, i tak niedobrze.
Na bałaganie wokół narkotyków tracą zatem pacjenci, i to przede wszystkim najciężej chorzy. Nie mogą dostać leku, który kilka lat temu został uznany przez medycynę za skuteczny, a kolejne badania tylko potwierdzają jego efektywność. – Co gorsza, dyskusje polityków sprawiają, że się stygmatyzuje kolejną po opioidach substancję. Obawiam się, że nawet gdy lek zostanie zarejestrowany, chorzy będą odnosili korzyść z terapii, ale zostaną napiętnowani jako narkomani – martwi się dr Jarosz. A nie o to przecież chodzi zarówno naukowcom, jak i lekarzom.
Współpraca Tomasz Deptuła
ŹRÓDŁO:
- Legalizacja marihuany w USA. Spojrzenie na lokalne trendy - 29 października 2024
- Wpływ finansowy legalizacji i regulacji marihuany dla dorosłych w USA - 24 października 2024
- Wpływ legalizacji marihuany w USA: Spadek użycia wśród młodzieży, wzrost wśród osób z wyższym wykształceniem i dochodami - 24 października 2024
[…] otrzymywały małe dawki oleju konopnego jako suplement diety, choroby takie jak rak, cukrzyca czy stwardnienie rozsiane i wiele innych mogą być wyeliminowane […]