Ile osób siedzi?, -684,pani minister. – I to wszystko ci niewinni, którzy raz spróbowali na imprezie?

Suterena w starej kamienicy w centrum Warszawy, cegły na ścianach pomalowane na bordowo. Na stole druciki, żarówki, oporniki – chłopaki składają tu reflektory dla klubów muzycznych, z tego żyją. Obok komputer, z którego nadaje Radio Wolna Marihuana. To kwatera główna ruchu Wolne Konopie.

Klimat jak w starej podziemnej piosence: „Gdy tak siedzimy nad bimbrem/ Ojczyzna nam umiera/ Gniją w celach koledzy/ Wolno się kręci powielacz/ Drukujemy ulotki/ O tym, że jeszcze żyjemy/ Grozi nam za to wyrok/ Dziesięciu lat więzienia”. Tylko zamiast bimbru jest marihuana. Zamiast powielacza laptop, chociaż gazetka też wychodzi – „IdeaLISTKA”. Koledzy naprawdę siedzą w więzieniu. Według Centralnego Zarządu Służby Więziennej 4 lutego tego roku było dokładnie 684 osadzonych za posiadanie niewielkiej ilości marihuany. A wyrok, jaki za to grozi, to trzy lata więzienia.

Andrzej Dołecki, rzecznik ruchu Wolne Konopie, nabija skręta: – Palę i się z tym nie ukrywam. Jak się umiesz bronić, to nic ci za to nie zrobią.

I udziela instruktażu, co zrobić, kiedy policja zatrzymuje kogoś z trzema gramami marihuany w kieszeni.

– Mówię: panowie, dochodzi dwudziesta, zaraz kończycie służbę? To zadzwońcie do domu, że przed świtem nie wrócicie. Bo ja mam chore serce, więc będziecie musieli mnie zawieźć do lekarza, żeby orzekł, czy możecie mnie zatrzymać. A potem do psychiatry, bo mam też myśli samobójcze. Mówicie, że mam przy sobie konopie, ale ja uważam, że to majeranek. Będziecie musieli mi przedstawić ekspertyzę, że to istotnie marihuana. I do tego aktualny certyfikat testera wydany przez MSWiA. Lepiej więc mnie puśćcie, bo przyczepię się o wszystko, a skończy się i tak umorzeniem z powodu niewielkiej szkodliwości społecznej.

Chmura wolności

Kiedy w 1997 r. roku Sejm zaostrzył ustawę antynarkotykową – tak że za posiadanie najmniejszej ilości narkotyków grozi więzienie – X., stary hippis i performer z Wrocławia, wysłał setce posłów przesyłki polecone zawierające odrobinę suszu marihuany. A następnie z potwierdzeniami odbioru zgłosił się na policję, informując, że tacy i tacy posłowie w dniu tym i tym byli w posiadaniu marihuany.

Policja wszczęła dochodzenie przeciwko X., on tłumaczył się, że nie wiedział wcześniej, co jest w przesyłkach, i sprawę umorzono.

Ten happening to prehistoryczny akt ruchu na rzecz legalizacji marihuany Wolne Konopie. W 2003 r. zaczęli organizować manifestacje. W zeszłym roku spod Pałacu Kultury wyruszyło 10 tys. demonstrantów. Przybywa młodych, odkąd Wolne Konopie weszły do internetu.

W 2008 r. przeprowadzili akcję Otwarta Pestka. Rozesłali chętnym ponad 100 tys. nasion. Wszystko legalnie, bo ustawa nie mówi nic o nasionach. – Zamiast dorabiać mafię, lepiej wziąć sprawy we własne ręce – wyjaśnia Andrzej Dołecki. Za dobre nasiona płaci się po 8 zł za sztukę, a z dobrej rośliny można uzyskać 100 gramów suszu.

Głośno zrobiło się o nich po happeningu w Rybniku, kiedy zasadzili marihuanę pod komendą policji. I kiedy przed wyborami samorządowymi władze Warszawy zakazały wielkiej demonstracji na rzecz legalizacji, a oni zaskarżyli decyzję do sądu (w styczniu wygrali) i urządzili demonstrację przed Sejmem – w grupkach do 15 osób, w odległości powyżej 50 m, co sprawdzali miarką z homologacją, żeby nie było zarzutu nielegalnego zgromadzenia.

Przed ubiegłorocznymi wakacjami chcieli zarejestrować komitet zbierający podpisy pod ustawą dopuszczającą posiadanie do 30 gramów marihuany (na własny użytek). Marszałek Bronisław Komorowski zablokował komitet, wygrali w Sądzie Najwyższym, ale dopiero na jesieni, i zdołali zebrać tylko kilka tysięcy podpisów.

W styczniu lider ruchu Tomasz Obara zaniósł marszałkowi Grzegorzowi Schetynie placek z marihuaną, żeby marszałek przyspieszył prace nad rządowym projektem liberalizującym podejście do narkotyków. Teraz Obara siedzi w więzieniu, a jego następcy szykują wydanie płyty z piosenkami o legalizacji marihuany. „Radio Wolna Marihuana – chmura wolności w twoim domu”.

– O co chodzi?

– O wolność – odpowiada Andrzej. – Co za kretyński pomysł, żeby zabronić roślinie rosnąć. Co za hipokryzja, skoro alkohol i papierosy są legalne.

Syndrom antymotywacyjny

– Przy marihuanie lepiej odbiera się muzykę. Wchodzisz w nią jak do ciepłej wody w wannie – wyjaśnia mi Janek Smoleński z Krytyki Politycznej. Krytyka zaangażowała się w walkę o liberalizację ustawy, organizuje debaty, wydaje książki.

Janek pierwszy raz zapalił, jak miał 15 lat, na imprezie, bo lubi eksperymentować. Efekt – śmiechawka; śmieszyła go każda mina, każde zdanie. Aż od śmiechu zaczęło mu być niedobrze. Na szczęście po 15 minutach przyszedł stan miłego rozluźnienia.

– Dziś już nie palę – zapewnia. – Bo paliłem bardzo dużo i dopadł mnie syndrom antymotywacyjny. Dużo zajebistych pomysłów, ale wszystkie na pojutrze. Wszystkie ambicje zaczęły mi się spalać w trawie. Z odstawieniem nie miałem problemu. Zamieniłem marihuanę na papierosy i ich naprawdę nie mogę rzucić. Wśród palących papierosy – palę. Wśród palących marihuanę – nie.

– Skoro to niebezpieczne, to może lepiej nie otwierać furtki?

– Furtka już jest otwarta. Póki w Warszawie nie było biletomatów, łatwiej było w nocy kupić gram trawy niż bilet autobusowy. W USA więcej nastolatków ma kontakt z marihuaną niż z alkoholem, bo diler nie pyta o dowód. A lepiej trochę opóźnić inicjację, bo jak człowiek ma 16 lat, to myśli, że jest niezniszczalny. Gdyby marihuanę można było sprzedawać legalnie w sklepach, ale tylko pełnoletnim, byłoby idealnie. Jednak to utopia, konwencje międzynarodowe nie pozwolą na legalizację marihuany. Możliwa jest tylko dekryminalizacja, czyli żeby nie wsadzać do więzienia za posiadanie. Odkręcić to, co zrobiła Labuda.

Siedzą tylko dilerzy

– Co pani zrobiła? – pytam Barbarę Labudę, która na przełomie wieków była ministrem w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, a wcześniej posłanką Unii Wolności. To jej kampania „Zażywasz – przegrywasz” doprowadziła do zaostrzenia ustawy antynarkotykowej. Wcześniej można było mieć niewielką ilość narkotyków „na własny użytek”. Jednak zwolennicy ostrego kursu przekonywali, że diler ma zawsze przy sobie tylko tę niewielką ilość, więc żeby zlikwidować handel, trzeba karać za posiadanie każdej ilości narkotyku. I to każdego, także marihuany.

– Nie jestem lekarzem, nie jestem chemikiem, tylko politykiem i społecznikiem. Na początku lat 90. przychodzili do mojego biura poselskiego rodzice narkomanów z prośbą o pomoc. Przychodzili terapeuci i mówili: „Mamy siedmiolatków na odwyku”. Już jako minister zleciłam badania, z których wyszło, że 10-15 proc. studentów bierze narkotyki. To miałam nic nie robić? – pyta Labuda. – Uważałam, że to tak, jakby pozwolić, żeby w sklepikach szkolnych sprzedawano cyjanek. Państwo polskie musiało powiedzieć: nie zgadzamy się na to.

– Tylko że nie zaczęto łapać dilerów, ale łamać życie młodym ludziom

– To demagogia. Policja ma rozpoznane środowiska. Ile osób siedzi w więzieniach?

– 684, pani minister.

– I to wszystko ci niewinni, którzy raz spróbowali na imprezie? Sądzę, że wszystko to dilerzy.

Wsiąść do pociągu

Damian – inteligentny blondyn w okularkach, powiedzielibyśmy „studencik”. Żeby z nim porozmawiać, przechodzę przez dziedziniec zakładu karnego Warszawa-Służewiec. Siedzi prawie od roku. Charakterystyka: niski stopień demoralizacji.

– Mieszkam pod Warszawą blisko linii kolejowej. Co dziesięć minut pociąg mi przed domem przejeżdżał, aż kolejnictwo stało się moją pasją. W wakacje przed maturą pojechaliśmy we trzech w podróż po Polsce koleją z biletem wakacyjnym. Do Gdyni, Poznania, Wrocławia, Krakowa, Zakopanego. Na miejscu zwykle coś zajaraliśmy. Paliłem na Orlej Perci, konkretnie na Kozim Wierchu. Człowiek jest wtedy bardziej skupiony.

Zatrzymali mnie w lutym 2006 roku w mojej miejscowości. Wracaliśmy z kolegą z imprezy, była 21, podjechali radiowozem. Oni nas mieli na oku, od kiedy raz było od nas czuć po spożyciu. Przeszukali, a ja zapomniałem, że coś mam, i trafili – torebeczka z 0,5 grama suszu. Zostałem zatrzymany na 24 godziny w areszcie, a następnego dnia zaprowadzono mnie do pokoju przesłuchań. Powiedziałem, że kupiłem od dilera, ale nie powiem od kogo. Funkcjonariusz zadzwonił do prokuratora i zaproponował dobrowolne poddanie się karze – dwa lata z zawieszeniem na trzy plus tysiąc złotych grzywny i koszty sądowe. Pod wpływem stresu i nocy w areszcie zgodziłem się. Sprawa odbyła się zaocznie, mama wpłaciła grzywnę. A ja przestałem palić.

Dopiero po pół roku się przełamałem na imprezie, standardowo. Ale byłem bardziej ostrożny, nic do kieszeni, żeby nie posiadać, żadnych spotkań na mieście. Tylko w domu, żeby nie kusić losu. Dom miałem już swój, bo rodzice kupili mi mieszkanie. Miałem rozpocząć naukę w szkole policealnej na technika kolejnictwa. A wcześniej poszedłem do pracy w pizzerii, żeby się umeblować. Ale nie miałem jeszcze pralki, więc z praniem chodziłem do babci.

Wracałem od niej z plecakiem i spotkał mnie ten sam funkcjonariusz, który zatrzymał mnie poprzednio. Wysypał mi całe pranie z plecaka i wypadło w sreberku 0,5 grama marihuany. To było w kwietniu 2009 r.

Dostałem rok z zawieszeniem na dwa lata i odwiesili mi pierwszą karę. Nie mogłem uwierzyć, że pójdę do więzienia, aż mi przysłali bilet, żebym się stawił 23 lutego 2010 roku.

Na koniec stycznia zwolniłem się z pracy, szef mi życzył jak najszybszego wyjścia. Mama powiedziała, żebym się nie martwił, że mi pomoże. I po przyjściu będę miał u niej pracę, bo otworzyła firmę handlową. Dziewczynę miałem; powiedziała, że będzie czekać. Ale dałem jej wolną rękę, bo dwa lata to bardzo dużo czasu. Nie utrzymujemy kontaktu ze sobą.

Pierwszego dnia w więzieniu otrzymałem koce, poduszki, talerz, miskę, sztućce. Po dwóch tygodniach w celi przejściowej dostałem podgrupę. Zostałem zatrudniony do pracy wolnościowej – porządkowanie terenu. Otrzymywałem wynagrodzenie, wystarczało na zakupy w kantynie: nabiał, mleko, płatki śniadaniowe, kosmetyki i słodycze, żeby sobie jakoś osłodzić ten czas.

Siedzę w celi trzyosobowej. Nie wiem, za co siedzą tamci dwaj. Każdy ma swoje sprawy, swoje życie. Nie jestem kryminalistą. Jestem osadzonym.

Teraz pracuję jako wolontariusz w hospicjum; zasłużyłem sobie, żeby móc tam pracować. Stykając się z pacjentami, człowiek się zaczyna zastanawiać, że w życiu liczy się nie tylko pogoń za pieniędzmi i przyjemnościami. Zmieniłem priorytety.

Wieczorem wracam do tych momentów, kiedy podróżowałem w góry albo nad morze. Chciałbym znów wsiąść do pociągu.

Ziele to spokój

W technikum siedem osób paliło (lub pali), siedem osób – nigdy. W liceum paliło 18, dziesięć – nie. Niezależnie od płci. To wynik ankiety, w której spytałem o marihuanę 18-19-letnich uczniów dwóch klas warszawskiego zespołu szkół ponadgimnazjalnych.

Nikt nie został zatrzymany przez policję. Pięć osób zna jednak kogoś, kto dostał wyrok w zawieszeniu za posiadanie marihuany. Jedna ma znajomego, który przez marihuanę trafił do poprawczaka.

Półtora roku temu podobne badanie na ogólnopolskiej próbie przeprowadziła pracownia SMG/KRC. W całej populacji (15-75 lat) konopie paliło kiedykolwiek 5 proc. Wśród młodych osób (15-24 lata) więcej – jedna z dziesięciu. Głównie młodzi, lepiej wykształceni, mieszkańcy dużych miast.

Z ankiety wypełnionej przez licealistów dowiedziałem się, że:

* z dostępem nie mają problemu: „Jeżeli się tylko chce, wystarczy jeden telefon”. „Zawsze znajdzie się na imprezie ktoś, kto będzie jarał”;

* czasem trudno powiedzieć, co to znaczy diler: „Spróbowałem w wieku 14 lat. Brat znajomego rozprowadzał towar i znajomy też dostał swoją działkę, żeby rozprowadził to wśród swoich znajomych. Razem z kolegą dostaliśmy za darmo na spróbowanie po gramie, było to wieczorem na łąkach”;

* dziewczyny martwią się głównie o wygląd: „Poczęstował mnie kolega w wakacje, jak miałam 18 lat. Wyluzowałam. Następnego dnia czułam się dobrze, ale moja cera się pogorszyła momentalnie”;

* chłopaki się nie martwią: „To było w II klasie gimnazjum na osiedlu niedaleko szkoły. We trzech wpadliśmy na pomysł, żeby spróbować. Pierwsze wrażenie było całkiem przyjemne. Ładny zapach, miły smak, lekkie na płucach. Zdecydowanie lepsze od papierosów, które są ciężkie, śmierdzą”;

* nie zawsze jest cudownie: „Marihuana zamula, jest bez sensu. Gdy znajomi na imprezie zamiast procentów wybierają trawę, impreza kończy się dla nich bardzo szybko. Są nie do życia”;

* bywa niebezpiecznie: „Ostatnio jechałem samochodem po 23, zatrzymała mnie policja i przeszukała auto w celu znalezienia narkotyków. Bezpodstawnie i bezskutecznie. Nie było to dla mnie miłe przy 15-stopniowym mrozie”. „Obecnie nikt z moich znajomych nie pali trawki. Jesteśmy sportowcami, a na badaniach by wyszła taka używka”;

* marihuana nie musi oznaczać przejścia do twardych narkotyków: „Lubię napić się piwa i nie ciągnie mnie do denaturatu. Jeśli ktoś chce upaść, to upadnie”;

* marihuana jest zdaniem młodych ludzi lepsza od wódki: „Ziele to spokój, alkohol to szaleństwo”.

Kultowy alkomat

„Pięć lat za posiadanie, dziesięć używanie” – rapował Kazik Staszewski, kiedy wprowadzano zaostrzoną ustawę.

– Miałem rację, taka restrykcyjna ustawa okazała się bez sensu – mówi dziś. Jednak choć w artystyczno-muzycznym świecie marihuana jest bardzo popularna, to Kazik nie jest jej fanem: – To mi uniemożliwia pracę. Jak zdarzyło mi się grać po marihuanie, to mi się straszliwie dłużyło. Myślałem, że gram już z godzinę, a to dopiero piąta piosenka. Chociaż słucha się muzyki przyjemniej, dostrzegasz więcej dźwięków.

Od dwóch lat w zespole Kult przed koncertem obowiązuje badanie alkomatem, bo artysta pijany nie gra czysto. Kto wypił, gra za darmo. – Testów antynarkotykowych nie wprowadzałem – mówi Kazik. – Nie ma potrzeby.

Najzdrowsza toksyna

Rozmowa z toksykologiem zaczyna się ostro. – Jestem zwolennikiem opcji zerowej – deklaruje dr Piotr Burda, szef Biura Informacji Toksykologicznej. – Żadna substancja psychoaktywna, która daje zaburzenia w obrazie ostrym i długotrwałym, nie powinna być dopuszczona do stosowania przez ludzi.

– A wódka?

– Utrzymywanie alkoholu na rynku ma aspekt ekonomiczny. Proszę mnie o to nie pytać.

– Jednak zapytam.

– Alkohol degraduje psychikę i wątrobę.

– Papierosy?

– Nikotyna jest rakotwórcza.

– Marihuana?

– Nie ma takiego wpływu. Działa pobudzająco na ośrodkowy układ nerwowy przez wzmocnienie bodźców i krótkotrwałe podwyższenie nastroju psychicznego. Ale nie wiemy o negatywnych długotrwałych skutkach działania marihuany.

– Gdyby bliska panu osoba miała nadużywać którejś z tych substancji – alkoholu, nikotyny lub marihuany – to której najbardziej by pan nie chciał?

– Alkoholu, bo choroba alkoholowa najbardziej degraduje ośrodkowy układ nerwowy. Na drugim miejscu nikotyny, bo ma działanie rakotwórcze. A najmniej obawiałbym się marihuany.

– Jest najzdrowsza?

– W długim okresie czasu najmniej szkodliwa.

Rola chemii w zabawie

– Marihuana uzależnia psychicznie – wyjaśnia Piotr Jabłoński, dyr. Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. – Po odstawieniu nie daje objawów fizycznych, jak alkohol albo opiaty: pocenia się, kaszlu, bólu mięśni, biegunki. Ale powstaje podobny przymus wzięcia, zawężenie świadomości do potrzeby zdobycia substancji. To podobnie jak z uzależnieniem od hazardu albo internetu.

– Wierzę panu, ale mam pewien dyskomfort. Mam znajomych, którzy palą

– Ja też!

– i nie mam poczucia, że są przestępcami, którzy zasługują na więzienie.

– Ważne, żeby kara była adekwatna do zjawiska, czyli miękkie środki wobec użytkowników i walka z narkobiznesem. Trzeba zdekryminalizować posiadanie marihuany, żeby prokurator mógł odstępować od ścigania, jeśli uzna, że nie ma naruszenia interesu społecznego.

Diler: Jutra nie ma

– To był wtorek, miałem jechać do Ostrołęki z materiałami reklamowymi, byłem kierowcą w firmie mojej dziewczyny. Ania, blondynka, poznaliśmy się na dyskotece, wynajmowaliśmy razem mieszkanie we Włocławku. Kupiłem pralkę, odkurzacz, telewizor, laptopa, zaczynało się fajnie układać. Samochód? Miałem dużego volkswagena, przydawał się w pracy. Ale przyszli o 6 rano i się skończyło. Tak to jest: kładziesz się do łóżka, myśląc o jutrze, a jutra nie ma.

Igor, 27 lat, ostrzyżony krótko na więzienną modłę, odsiaduje trzyletni wyrok na oddziale półotwartym na warszawskim Bemowie. Były diler. Z zawodu hydraulik, mama pracuje w mleczarni, ojciec jest elektrykiem, niedawno wybudowali dom.

– Zapaliłem jointa kilka razy w życiu, nie miałem zamiłowania, żeby się ciągle odurzać. Ale zacząłem to rozprowadzać. Kolega z dzieciństwa miał większe ilości, a ja – chętnych kolegów. Miało się 20 lat, nieśmiertelność, dobry zarobek. Ze dwa tysiące miesięcznie. Urwało się, jak poszedłem do wojska, a jak wróciłem, to już mi głupoty wyszły z głowy. Ale dwa lata po tym, jak sprzedałem ostatni gram trawy, zatrzymali jednego mojego kumpla. On coś powiedział o kolejnym, jego też posadzili. Wiedziałem, że ten dzień może nadejść, ale nie sądziłem, że przyjdzie w najmniej odpowiednim momencie życia.

Nic u mnie nie znaleźli, siedzę z pomówienia. No handlowałem, ale trochę podkoloryzowali, że np. sprzedałem gościowi 1,7 tys. tabletek ecstasy, jak ja go na oczy nie widziałem.

Ania się przestraszyła. Czekania. Na pierwszym widzeniu była cała w gorączce, że to na pewno pomyłka. Ostudziłem ją, że żadna pomyłka. Na drugim – siedziała, jakby chciała uciekać. Więc na trzecim – jej powiedziałem, że zrywam kontakty. Chyba nie czeka.

Jak wyjdę, to chciałbym znaleźć kogoś na poważnie. Kogoś nowego, kto nie będzie znać mojej przeszłości. Jak zapyta, to powiem, ale nie będę się afiszował.

Pracę mam już załatwioną u kolegi, jako spawacz, jeździłbym do Anglii. Dał mi zobowiązanie na piśmie, że mnie przyjmie do pracy; to ważne, jakbym miał wokandę. No, jak będą rozpatrywać, czy mogę wyjść na zwolnienie warunkowe. Na razie odrzucili.

Poznałem teraz Kasię. Tak, w czasie wyroku. Siostra mojego kolegi, przyszła do niego w odwiedziny. Dał mi jej adres, piszemy do siebie, chce przyjechać do mnie na widzenie.

Czy brakuje tu jointa? Nie, tu wszystko jest leniwe.

Odebrać łebkom i cześć

Tomasz Harasimowicz, terapeuta uzależnień, broni obecnej ustawy: – Jej jednoznaczność wiele wnosi. Nie kombinuje się, tylko po prostu nie wolno mieć narkotyków. Ale źle, że sądy nie korzystają z możliwości złagodzenia kary i skierowania na leczenie zamiast do więzienia. I zamiast tego polityka nabija sobie statystyki zatrzymań. Dlatego uważam, że powinno się na cztery lata, czyli jedną sejmową kadencję, wprowadzić depenalizację marihuany. Żeby patrol mógł odebrać łebkom na boisku marihuanę i cześć. Po co mają wpadać od razu w tryby sądownicze?

Stracona przepustka

Tata szewc, mama na rencie. Marcin (dziś 34 lata, wyrok dwóch lata więzienia) skończył podstawówkę i poszedł na ucznia do warsztatu samochodowego. Że pali marihuanę, rodzice się zorientowali, jak miał 18 lat. Ale udawali, że nie widzą. Rok później został ojcem, wyprowadził się z domu do konkubiny. W więzieniu nikt nie mówi „dziewczyna”, tylko „konkubina”, jak z policyjnego protokołu.

– Wtedy nie wiedziałem, że jestem uzależniony od marihuany, dopiero teraz, po terapii, wiem, że byłem. Codziennie gram trawska, z tysiąc złotych miesięcznie na to wydawałem. Pracowałem przy remontach, wymianie okien. Wziąłem do pomocy chłopaka i okazało się, że on ma hurtownię w domu. Hurtownię marihuany. Miałem pięciu stałych klientów. Brałem od niego towar i sprzedawałem, żeby zarobić na swoją działkę i trójkę dzieci na utrzymaniu. Czy sprzedawałem innym dzieciakom? Nie sprzedawałem, moi klienci byli dorośli. Ich sprawa, nie moja.

W październiku 2007 roku wstąpiłem do koleżanki, błagała, żebym jej coś skombinował, bo była uzależniona. Jej chłopak miał dostęp, ale go zatrzymali. Tylko nie wiedziałem, że ona poszła na współpracę z policją i mnie pomówiła.

Wjechali mi do domu z nakazem następnego dnia o 6 rano. Znaleźli parę gramów marihuany. Poprosiłem ojca, żeby zadzwonił do pracy, że nie przyjdę. Ale słowa nie powiedział. Córka była w pokoju obok, nie wyszła.

Teraz co tydzień wychodzę na przepustki 30-godzinne. Jadę podpisać się na komendzie, potem do obecnej konkubiny, z którą mam czwarte dziecko. W niedzielę do rodziców na obiad i wracam. Zapalić? Nie ciągnie mnie. Na przepustkach nawet piwa nie piję, bo to byłaby stracona przepustka.

Interfejs z państwem

– Nie ma racjonalnych przesłanek, żeby marihuana była produktem zakazanym – twierdzi poseł Marek Balicki z SLD, kiedyś minister zdrowia w lewicowych rządach. – Obecna ustawa tylko poprawia policyjne statystyki wykrywalności. To bajecznie łatwe, bo tu ofiara jest jednocześnie przestępcą. Każde wykryte przestępstwo ma od razu sprawcę. Wystarczy przetrzepać trochę dzieciaków na ulicy.

– Prawo jest prawem, przecież nie można posiadać.

– Nie można też mieć broni bez zezwolenia, a nikt nie jest na tę okoliczność przeszukiwany. Ponadto to bardzo psuje relacje społeczne. Bo jaki interfejs mają młodzi ludzie w relacji z polskim państwem.

– Mamy nie walczyć z narkotykami?

– Mamy odrzucić słownictwo militarne. Zamiast walki ograniczać szkody, nauczyć ludzi obchodzić się z używkami. Z alkoholem tak robimy – ogranicza się sieć detaliczną, wprowadza mniej szkodliwe wzorce konsumpcji. Przestańmy myśleć zero-jedynkowo. Tylko co zrobić, żeby jeśli zdarzy się komuś zapalić marihuanę, dalej było bezpiecznie?

Balicki jest za dekryminalizacją posiadania marihuany. Sztandarowym przykładem są Czechy, gdzie posiadanie do 15 gramów marihuany na własny użytek jest tylko wykroczeniem zagrożonym grzywną, a nie przestępstwem. Podobne rozwiązania przyjęto w Portugalii, Hiszpanii, Belgii i we Włoszech. W amerykańskiej Kalifornii posiadanie do 28 gramów kosztuje 100 dol., tyle co mandat drogowy. Legalną sprzedaż prowadzą tylko holenderskie coffee shopy – wyłącznie do 5 g.

W Niemczech sąd najwyższy zaleca nie karać za posiadanie do 15 g marihuany. Takie rozwiązanie – kiedy decyzję o umorzeniu sprawy pozostawia się sędziemu – to depenalizacja. I w tę stronę zmierza Polska, a ściślej, taki model przewiduje nowelizacja ustawy antynarkotykowej, która leży w Sejmie.

– Widzi pan szanse uchwalenia tej ustawy, panie pośle?

– W tej chwili żadnych. Tusk stanął na barykadzie z dopalaczami i jak ma teraz z niej zejść? Prowadzi już kampanię wyborczą, a ludzie myślą, że narkotyki są takie złe, że trzeba je żywym ogniem wypalać.

Matka listy pisze

O 6 rano do drzwi rodziców Maćka zastukali policjanci z nakazem przeszukania. Nie znaleźli narkotyków. Zobaczyli, że dom to nie pijacka melina. Pokiwali ze zrozumieniem głowami, wrócili do komendy i wysłali faks do Krakowa, gdzie chłopak studiuje i pracuje. Dopiero wtedy Maćka wypuszczono z krakowskiego aresztu.

Pierwszy raz policja zatrzymała Maćka w październiku 2007 roku. Za 0,5 grama marihuany i jazdę na rowerze z 0,7 promila alkoholu we krwi dostał sześć miesięcy z zawieszeniem na trzy lata, kuratora, 600 zł grzywny, zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych i nakaz leczenia.

Poszedł na terapię, było raz lepiej, raz gorzej. W gorszym dniu jechał na rowerze po skręcie. Zbadali alkomatem – zero. Narkotestem – marihuana. Rewizja w domu, a tam 2 g suszu. Dostał cztery miesiące z zawieszeniem na dwa lata, 800 zł grzywny. A niedługo później nakaz stawienia się – 6 grudnia zeszłego roku – w więzieniu, bo pierwsza kara została automatycznie odwieszona.

– A Maciek od września chodzi na terapię, która przynosi niezłe rezultaty – opowiada matka chłopaka. – Wiedziałam, że więzienie zrujnuje efekty terapii. Że to wpychanie go w samobójstwo.

Zaczęła pisać listy do sądu, rzecznika uzależnionych, do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Sąd poprosił o opinię biegłych. Ci napisali o bardzo dobrych skutkach leczenia i wykonanie kary zawieszono do 17 czerwca.

– Będziemy walczyć dalej – zapowiada matka. – Kara ma być proporcjonalna do wykroczenia. Nie można urywać komuś głowy za to, że nie ma biletu. Więzienie to odwrócenie terapii: siedzisz i inni na ciebie pracują. W walce z narkomanią psychologia z profilaktyką i prawem powinny do siebie pasować, jak klocki Lego. A tu nic nie pasuje.

Dziewczyn policja nie tyka

Do warszawskiego biura Rzecznika Praw Osób Uzależnionych Agnieszki Sieniawskiej zgłosiło się dotąd 60 osób w wieku 18-30 lat zatrzymanych za posiadanie narkotyków. 58 spraw dotyczyło marihuany. Sieniawska pisze wniosek o umorzenie ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu i sądy się przychylają.

Od Sieniawskiej dowiaduję się jeszcze, dlaczego policja zatrzymuje wyłącznie mężczyzn. Bo przeszukania dziewczyny może dokonać tylko funkcjonariuszka, a w patrolach w zdecydowanej większości chodzą policjanci płci męskiej.

ŹRÓDŁO:

M.Wyborcza

Jakub Gajewski
Postaw nam kawę
Postaw mi kawę na buycoffee.to
0 Komentarzy

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Sadzić, Palić, Zalegalizować! | WolneKonopie.org © 2021 - Made on blunt. - underground: BTC: 17NmuD6sAUWSMaRREHMhdavVu4pse2U5Vh ETH: 0xb8e9b131bc5a3e06e3a87ad319f5e5b9b1f9ed16
lub

Zaloguj się używając swojego loginu i hasła

Nie pamiętasz hasła ?

Skip to content