Po kilku dekadach w oparach strachu i stereotypów, konopie nagle przeżywają wizerunkowy renesans. Nie pozwólmy, by w odbudowie reputacji przeszkodzili konopni oszuści!
Napoje energetyczne z 0,001% ekstraktu z konopi, piwo „o smaku” konopi czy bawełniane T-shirty z nadrukiem wielkiego liścia to już standardowe marketingowe zagrania nieuczciwych producentów i handlarzy. W ostatnich latach zjawisko to z przytupem wtargnęło na nieuregulowany rynek suplementów diety, gdzie tandetne podróbki zaczęły mącić w głowach ludziom poszukującym wysokiej jakości preparatów z konopi.
Podręcznikowe teorie ekonomiczne nieodmiennie wymieniają pełną informację jako jeden z podstawowych warunków istnienia rynku – bez wiedzy konsumenckiej nie sposób mówić o zdrowej i uczciwej konkurencji. Dlatego zdecydowałem się opisać pokrótce najczęstsze nieuczciwe praktyki stosowane przez producentów i dystrybutorów olejów z konopi.
1) Nie te konopie
W mediach od kilkunastu miesięcy krąży dobra nowina – konopie leczą. Owszem, leczą. Pytanie, jakie konopie, kogo i z czego leczą. Medyczne zastosowanie marihuany, choć bezsprzeczne, stanowi bardzo złożone zagadnienie, które nieuczciwi sprzedawcy próbują zbagatelizować, przedstawiając swoje produkty jako panaceum na wszelkie bolączki. Należy głośno i wyraźnie powiedzieć, że konopie indyjskie, których suszone kwiatostany zwiemy marihuaną, są w Polsce nielegalne i jako takie nie występują w oficjalnym obrocie. Jeśli zatem znajdziemy na półce czy w sklepie internetowym coś, co rzekomo pochodzi z konopi indyjskich, możemy być pewni, że mamy do czynienia z oszustwem.
2) CBD z nasion
Kanabidiol, który na świecie stanowi obiecujący przedmiot badań naukowych, w Polsce stał się niemalże magnesem na krętaczy. Szczytem w tej dziedzinie jest sprzedawanie zwykłego oleju z nasion konopi jako oleju z CBD, jak to robi jeden z dystrybutorów firmy India Cosmetics. Otóż raz na zawsze: nasiona konopi nie zawierają CBD ani żadnych innych kannabinoidów. Pisanie w opisie, że produkt pochodzi z nasion rośliny, której kwiatostany zawierać mogą ileśtam CBD jest ewidentnym i świadomym łamaniem prawa. Sprawą powinien niezwłocznie zająć się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który lubuje się w nakładaniu kar na nieuczciwych producentów, wprowadzających w błąd nieświadomych konsumentów.
3) CBDa zamiast CBD
Kolejną plagą na rynku kanabidiolu jest posługiwanie się przez wielu producentów „sumą CBD i CBDa” jako punktem odniesienia i miarą skuteczności oferowanego preparatu. Winowajców jest tu wielu, m.in. jeden z wiodących producentów obecnych na polskim rynku, firma MediHemp. To trochę tak, jakby producent wódki pisał, że produkt zawiera 100% sumy alkoholu i wody, tylko zapomniał dodać ile czego. Owszem, obie formy – CBD i CBDa – mają określony wpływ na organizm, ale jest to różny wpływ i konsument ma święte prawo do rzetelnej informacji na temat dokładnego składu (który z naszych badań różni się między partiami). Warto również wspomnieć, że 1 gram CBDa to de facto zaledwie 0,877 grama CBD w czystej formie (resztę masy stanowi bezwartościowa dla klientów grupa COOH).
4) Niezgodność deklaracji z rzeczywistością
Nawet jeśli producent nie kłamie w żaden z powyższych sposobów, to z mojego doświadczenia najczęstszym – i najcięższym – grzechem producentów, jest zawyżanie na etykietach deklarowanej zawartości kannabinoidów. Wszystko pięknie wygląda na kolorowej ulotce, czy (robionym często w Photoshopie) certyfikacie – gorzej, kiedy ten marketingowy bełkot porównuje się z wynikami analiz laboratoryjnych… Pośród testowanych w naszym laboratorium ekstraktów „20%” kupionych w polskich sklepach internetowych, żaden nie miał więcej, niż 17%. Rekordzistą w tym temacie był olejek, który na etykiecie deklarował 8%, a w rzeczywistości miał mniej niż 2%…
5) Ciężka chemia pod płaszczykiem naturalnych metod ekstrakcji
Praktycznie każdy producent ekstraktów z konopi włóknistych deklaruje, że posługuje się ekstrakcją dwutlenkiem węgla w stanie nadkrytycznym (SFE), czyli innowacyjną (i bardzo drogą) technologią zaliczaną do tzw. zielonej chemii. Nazywa się ją tak nie bez powodu – wykorzystanie CO2 jako czynnika wyciągającego pożądane substancje z materiału roślinnego odbywa się bez szkody dla środowiska oraz samego produktu. Problem w tym, że wielu producentów oprócz (czy wręcz zamiast) SFE korzysta dodatkowo ze szkodliwych rozpuszczalników, których nawet śladowe ilości mogą być wysoce toksyczne, szczególnie w przypadku długotrwałego stosowania.
Wszystkie te przewinienia i oszustwa biorą się z tego, że brak jest jakiejkolwiek merytorycznej kontroli. Dlatego niezbędna jest kontrola konsumencka – narzędzia analityczne, choć nie należą do najtańszych, są szeroko dostępne i dają niezaprzeczalne rezultaty. Ja sam, w obliczu zalewu marnej jakości preparatów na rynku, zdecydowałem się uruchomić produkcję olejków z CBD pod marką CannabiGold, której naczelną zasadą jest moja osobista kontrola jakości na każdym etapie. Namawiam do testowania produktów – w tym naszych – bo wiem, że jakość obroni się sama.
Nie dajcie sobie w kaszę dmuchać – świętym prawem konsumenta jest wymagać jakości oraz uczciwej i pełnej informacji. Badajcie kupowane preparaty, a uzyskanymi wynikami dzielcie się w Internecie z innymi – tylko w ten sposób wypędzimy z rynku zaślepionych rządzą zysku oszustów!
- Marihuana a IQ: Badania obalają długoletnie mity - 21 listopada 2024
- Długoterminowe stosowanie oleju CBD w łagodzeniu objawów neuropsychiatrycznych u pacjentów z chorobą Alzheimera - 21 listopada 2024
- Czy marihuana uszkadza DNA i czyni nasze pokolenia „mutantami”? Analiza faktów - 20 listopada 2024