Kalifornia była pierwszym amerykańskim stanem, w którym dopuszczono spożywanie konopi indyjskich w celach leczniczych. Obecnie, coraz więcej Amerykanów, już nie tylko z zachodniego wybrzeża, skłania się ku legalizacji marihuany, a do zażywania niedozwolonych obecnie substancji przyznało się trzech ostatnich prezydentów państwa. Należy zadać sobie pytanie: czy w USA wciąż jest miejsce na wojnę z tym „narkotykiem”? Czy istnieje jakikolwiek racjonalny powód, aby setki tysięcy amatorów konopi indyjskich wsadzać za kratki bądź karać wysokimi grzywnami? Racjonalny chyba nie, ale tam, gdzie nakładają się interesy polityków i biznesmenów uczciwość i idealizm schodzą na dalszy plan. To właśnie ogromne pieniądze są powodem, dla których palenie jointów jest zakazane. Wszystko dlatego, że prohibicja zwyczajnie się opłaca.
Jak podnoszą dziennikarze „Republic Report”, penalizacją zażywania marihuany jest zainteresowana sama policja. Dlaczego? Dzisiaj w USA jednym z głównych źródeł pieniędzy dla funkcjonujących jednostek policji są państwowe dotacje na walkę z narkotykami. To dzięki tym środkom możliwe jest tworzenie kolejnych etatów, wyposażenie policjantów i opłacanie nadgodzin. Tym właśnie zajmuje się John Lovell – pozyskuje federalne dotacje, a przy okazji zwalcza demokratyczne mechanizmy, które wyraźnie opowiadają się za transformacją obecnego systemu.
W listopadzie ubiegłego roku w Kalifornii odbyło się referendum w sprawie legalizacji marihuany (głosowano tzw. Proposition 19). Zwolennicy próbowali przekonać społeczeństwo, że na sprzedaży opodatkowanych używek zyskaliby wszyscy uczciwi obywatele. Wielkość rynku marihuany w Kalifornii szacuje się na ok. 14 mld dol. rocznie, co pozwoliłoby powiększyć wpływy do stanowego budżetu o kwotę rzędu 1,2-1,4 mld dol. Co więcej, dzięki utworzeniu plantacji konopi indyjskich w regionie powstałoby nawet 110 tys. nowych miejsc pracy. Ostatecznie większość społeczeństwa (53,5 proc.) opowiedziała się przeciw przyjęciu kontrowersyjnego zapisu. Po drugiej stronie barykady stał John Lovell, który był głównym motorem napędowym kampanii na rzecz utrzymania prohibicji. W wywiadzie dla magazynu „Time” powiedział, że nie poprze Proposition 19, ponieważ „ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy jest legalizacja kolejnej substancji odurzającej”.
Osobie Lovella i jego zaangażowaniu przyjrzał się serwis „Republic Report”. Jak ustalili dziennikarze, firmy Lovella otrzymały od jednostek policji, a także organizacji zrzeszających oficerów policji, kwotę 386 350 dol. za głoszenie antykonopnych haseł. Trudno oprzeć się wrażeniu, że walka z legalizacją marihuany nie jest dla biznesmena szczytną ideą, ale próbą bronienia swoich interesów, które oparł na prohibicji popularnego weedu.
Na podstawie dokumentów udostępnionych przez Związek Szefów Policji w Kalifornii, dziennikarze „Republic Report” ustalili, że Lovell pomagał lokalnym jednostkom policji pozyskiwać federalne dotacje na zwalczanie niedozwolonych substancji. Jako dowód, dziennikarze przedstawili kopię listu wysłanego do policji w hrabstwie Lassen (Kalifornia). Lovell podaje w nim numer swojego telefonu oferując „udzielenie informacji w sprawie wykorzystania nowych możliwości”, jakie niesie ze sobą przyjęty pakiet stymulacyjny Baracka Obamy.
To nie koniec. Jak wynika z dokumentów, do których dotarli autorzy kontrowersyjnego artykułu, Lovell reprezentował związki policyjne w negocjacjach dotyczących kontraktu na „Program Likwidacji Marihuany” (o wartości 2,2 mln dol.) oraz „Kampanię Przeciwko Uprawianiu Marihuany” (7,5 mln dol.).
Jako przykład marnotrawienia pieniędzy podatników i sztucznego generowania kosztów wskazano w artykule przykłady hrabstw Shasta, Siskiyou i Tehama. Utworzono w tym regionie Północnokalifornijski Zespół ds. Likwidacji Marihuany, który otrzymał 550 tys. dol. federalnej dotacji. Z kosztorysu wynika, że biuro szeryfa planowało przeznaczyć 20 tys. dol. na bilety lotnicze, prawie 95 tys. na pensje i premie dla pracowników, ponad 16 tys. na pensję i premię dla asystenta ds. administracji, a blisko 30 tys. dol. na pokrycie 666 nadgodzin.
Należy pamiętać, że środowisko policyjne jest tylko jednym z wielu zainteresowanych utrzymaniem status quo. Tym samym głosem mówi przemysł alkoholowy i browarniczy. Potencjalni rywale na rynku używek obawiają się o konkurencyjne ceny nowego produktu. Utrzymanie prohibicji leży również w interesie związków zawodowych i organizacji zrzeszających strażników więziennych. Legalizacja marihuany, choć przyczyniłaby się do utworzenia ponad 100 tys. nowych miejsc pracy, spowodowałaby również redukcję etatów wśród policji i strażników więziennych.
ŹRÓDŁO:
- Amnestia dla skazanych – manifestacja - 7 listopada 2022
- DEFOLIACJA – KONTROWERSYJNY TRENING ROŚLIN - 30 marca 2018
- KONOPIE LECZĄ – DEBATA O MEDYCZNEJ MARIHUANIE (06.05.2015 – KRAKÓW) - 5 maja 2015