O problemach związanych z brakiem odpowiednich regulacji legalnych produktów pochodzących z tzw. konopi uprawnych, w języku polskich aktów prawnych zwanych włóknistymi, a które dla uproszczenia nazywam po prostu produktami CBD, alarmowałem już od kilku lat.
Jestem chyba jedynym autorem, który temat ten poruszał również na łamach naukowej prasy specjalistycznej. Właściwie wystarczyło tam sięgnąć po gotowy zestaw pomysłów na uregulowanie rynku konopi. Problem w tym, że głosu ekspertów polski rząd (żaden) od dawna nie słucha. I tak jest też tym razem.
Projekt Ministerstwa Zdrowia pojawił się w połowie ubiegłego roku i jest już po etapie konsultacji. Można spodziewać się, że niebawem wpłynie on do Sejmu. Znajdują się w nim wartościowe i oczekiwane przez środowisko leczenia uzależnień zapisy dotyczące substytucji, o które organizacje pozarządowe zabiegały od dawna. Ale obok nich pojawiają się również niezwykle niepokojące przepisy dotyczące konopi włóknistych. Zdaniem projektodawców celem tych przepisów jest uszczelnienie regulacji dotyczących upraw i obrotu konopiami włóknistymi.
Zgodnie z obowiązującym obecnie art. 45 ust. 3 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii uprawa konopi włóknistych może być prowadzona m.in. na potrzeby włókiennicze, kosmetyczne, farmaceutyczne i na cele spożywcze. Głównymi produktami konopnymi sprzedawanymi w sklepach z konopiami są natomiast kwiatostany (zioło) i oleje (ekstrakty z kwiatostanów). Problem w tym, że zioło służy do palenia (jest to główna forma przyjmowania konopi, także tych indyjskich – sprzedawanych w aptekach jako surowiec farmaceutyczny), a oleje nie są w świetle prawa europejskiego produktem spożywczym spełniającym wspólnotowe procedury dotyczące bezpieczeństwa żywności. W Katalogu Nowej Żywności od 2019 roku znajduje się CBD i inne kannabinoidy, jak również produkty je zawierające, ekstrakty roślinne, oraz kannabinoidy syntetyczne. Oznacza to, że wszystkie te substancje i produkty je zawierające nie mogą być wprowadzane na rynek w roli żywności czy składnika produktów żywnościowych.
Producenci olejów złożyli oczywiście liczne (kilkaset) wnioski o rejestrację swoich produktów jako żywności, ale w Komisji Europejskiej trwają dopiero procedury oceny ich bezpieczeństwa (w stosunku do kilkudziesięciu). Zajmuje się tym Europejska Agencja Bezpieczeństwa Żywności (EFSA).
W Polsce przepisy te niespecjalnie się przyjęły w stosunku do konopi, gdyż w praktyce już obowiązujący przepis stanowi podstawę do likwidacji branży konopnej w naszym kraju w obecnym kształcie, gdyby tylko był konsekwentnie egzekwowany. Słusznie więc Ministerstwo Zdrowia pisze w uzasadnieniu omawianego projektu, że cała branża konopna funkcjonuje w swoistej luce – polegającej przede wszystkim na zaniechaniu egzekucji prawa przez państwo. Tylko że dokładnie tak samo dzieje się właściwie już w całej Europie.
Niestety, wygląda na to, że zamiast regulować działanie polskiej branży konopnej w duchu redukcji szkód, Ministerstwo Zdrowia woli ją zaorać, po raz kolejny stawiając na zakazy i kary.
1) W projekcie czytamy, że w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii brakuje przepisów, które pozwalałyby skutecznie zapobiegać nadużywaniu art. 45 ust. 3 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Autorzy projektu mają przede wszystkim na myśli uprawę konopi w celu produkcji suszu do palenia. Widzę kilka problemów z takim postawieniem sprawy. Po pierwsze, wbrew twierdzeniom projektodawców, istniejący już przepis art. 65 pkt 1) ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii zakazuje pod groźbą grzywny uprawy konopi wbrew ustawie. Dotychczas jednak organy państwa z niego nie korzystały, pozwalając branży konopnej działać. Po drugie, w jaki sposób organy państwa mają odróżniać uprawy konopi na susz do palenia od upraw na cele spożywcze? Kto ma to robić? Po trzecie, wygląda na to, że zajmie się tym Policja, bo pomysł Ministerstwa Zdrowia polega po prostu na wprowadzeniu kolejnego przepisu karnego do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Jest to bardzo niebezpieczny pomysł.
2) Autorzy projektu utrzymują, że do zwalczania „wprowadzania do obrotu lub wykorzystywania konopi włóknistych lub produktów z nich wytworzonych w celach innych niż wskazane w art. 45 ust. 3 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii” potrzebny jest kolejny przepis karny. Twierdzą również takie konopie nie pochodzą z krajowych upraw, ale z zagranicy. Do tego są „niewiadomego pochodzenia” i „mogą być szkodliwe dla zdrowia, powodować stan odurzenia oraz mieć potencjał uzależniający”. Problem w tym, że dokładnie te same zarzuty można postawić krajowym produktom konopnym. Dlaczego więc mowa jest o produktach zagranicznych jako celu kryminalizacji? Czy aby nie po to, aby uśpić czujność krajowych producentów?
W konsekwencji, MZ proponuje dwa przepisy, które za bezprawne uznają uprawę, wprowadzanie do obrotu i udzielanie konopi włóknistych lub produktów z nich wytworzonych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, jeżeli mają być one wykorzystywane w celach innych niż już dozwolone w art. 45.
Art. 65. 1. Kto:
1) uprawia lub skupuje mak niskomorfinowy lub konopie włókniste wbrew przepisom ustawy, (…)
3) (…) umyślnie wprowadza do obrotu konopie włókniste lub produkty z nich wytworzone [w celach innych niż dozwolone] w ilości innej niż znaczna, lub w celu osiągnięcia korzyści majątkowej udziela konopi włóknistych lub produktów z nich wytworzonych w ilości innej niż znaczna osobie pełnoletniej – podlega karze grzywny.
2. Usiłowanie wykroczenia, o którym mowa w ust. 1 pkt 3, oraz pomocnictwo są karalne.
Art. 65a. Kto [w celach innych niż dozwolone] wprowadza do obrotu konopie włókniste lub produkty z nich wytworzone w znacznej ilości, lub w celu osiągnięcia korzyści majątkowej udziela konopi włóknistych lub produktów z nich wytworzonych w znacznej ilości osobie pełnoletniej, lub w celu osiągnięcia korzyści majątkowej udziela konopi włóknistych lub produktów z nich wytworzonych małoletniemu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Handel hurtowy konopiami będzie przestępstwem zagrożonym pozbawieniem wolności, a uprawa grzywną, zaś sprzedawanie konopi w sklepach, a nawet jego usiłowanie będzie wykroczeniem.
Zauważcie, że w przepisach tych nie ma wprost mowy o sprzedawaniu konopi do palenia i biorąc je literalnie w mojej ocenie oba te przepisy kończą działanie branży konopnej w Polsce w obecnym kształcie, gdyż uprawa i sprzedaż zarówno zioła, jak i olejów (z Polski czy z zagranicy) w dotychczasowym kształcie będzie nielegalna. Policja nie będzie bawić się przecież w subtelności i wyjaśniać niejasne przepisy. Chyba, że chodzi o czystą fikcję i z góry zakładamy, że przepisów tych nikt nie będzie egzekwować, bo na przykład uprawiający i sprzedający konopie będą twierdzić, że susz stanowi surowiec np. do sporządzania herbatek ziołowych.
3) W świetle obowiązującego prawa fałszywe jest pojawiające się w uzasadnieniu projektu stwierdzenie, jakoby zakaz obejmował tylko „przypadki handlu suszem konopi przeznaczonym do palenia”, a nie obejmował „spożywania konopi lub produktów z nich wytworzonych (np. olejki)”. W praktyce dzisiaj w sklepach nie ma suszu przeznaczonego do spożywania i nie będzie go też w przyszłości. Susz konopny jest palony lub waporyzowany.
4) Autorzy omawianego projektu zdają się opierać swój „genialny” pomysł na językowym rozróżnieniu pomiędzy „spożywaniem” i „zażywaniem”. Cytuję:
Wdychanie w drodze spalania lub bez spalania nie jest natomiast „celem spożywczym”, nie jest „spożywaniem”, a jest „zażywaniem” i dlatego uprawy na ten cel są bezprawne.
Art. 45 mówi o celach spożywczych (a nie spożywaniu), a to oznacza, że chodzi o produkcję żywności. Tymczasem produkty konopne nie są legalną żywnością w UE. No chyba, że Ministerstwo Zdrowia chce nas przekonać, że konopie, w tym ziele konopi, są spożywane, ale nie jako żywność. Jako co zatem?
Wreszcie, susz do palenia to główny produkt branży, więc siłą rzeczy nawet, gdyby powyżej cytowane mętne tłumaczenia miały sens, wciąż szykowane jest poważne w nią uderzenie. W mojej ocenie organy ścigania po prostu ruszą do działania i po to te zmiany są chyba wprowadzane.
5) Autorzy projektu nie ukrywają, że kryminalizacja ma dotyczyć również „mogących się pojawić w przyszłości innych produktów, których zażycie będzie następować np. poprzez iniekcję lub w wciągnięcie do nosa.”
Wciąganie marihuany nosem i wstrzykiwanie jej do żył, klasyki polskiej narkofobii z lat 90-tych wracają więc w wielkim stylu. Najwyraźniej w Ministerstwie Zdrowia eksperci z tamtych lat wciąż pozostają w gotowości.
6) Projektodawcy słusznie zauważają, że produkty CBD mają działanie odurzające – jeżeli zostaną przyjęte w odpowiednio dużych ilościach. Sytuacja przypomina piwo bezalkoholowe ze znikomą ilością alkoholu. Problem w tym, że MZ widzi to w bardzo ograniczony sposób, pisząc (z błędem):
Nie trudno więc nie zauważyć, że spalenie kilku gram konopi włóknistych (kilku tzw. skrętów) w krótkim odstępie czasowym może doprowadzić do wywołania stanu odurzenia.
Tyle tylko, że dokładnie to samo, nawet łatwiej, można osiągnąć… pijąc olej konopny.
Skąd więc fiksacja na produktach do palenia? Moim zdaniem to tylko zasłona… dymna, gdyż obrót właściwie wszystkimi znanymi dzisiaj ze sklepów konopnych produktami będzie karany.
7) Podstawowym problemem proponowanych regulacji jest ich niezgodność z prawem europejskim i międzynarodowym.
W grudniu 2020 roku oenzetowska Commission on Narcotic Drugs zdecydowała o usunięciu konopi z wykazu IV Jednolitej Konwencji z 1961 roku, a jednocześnie produkty CBD (konopie włókniste) uznano za substancje i środki, które nie podlegają kontroli na mocy międzynarodowych porozumień narkotykowych.
W tym samym czasie pojawił się też wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie francuskiej firmy Kanavape (sygnatura C-663/18). W listopadzie 2020 r. ETS uznał, że CBD nie może być traktowany jako środek odurzający na gruncie Jednolitej Konwencji z 1961 r., może natomiast być uznany za środek spożywczy, o ile jego producenci będą w stanie spełnić wymagania dotyczące bezpieczeństwa żywności obowiązujące na terenie UE.
Dlaczego więc produkty CBD mają być teraz regulowane w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, skoro nie są środkiem odurzającym w świetle stanowiącego dla niej podstawę prawa międzynarodowego? Dlaczego pojawia się kryminalizacja obrotu tymi środkami? To są poważne pytania, nad którymi autorzy projektu przeszli bez jakiejkolwiek refleksji.
8) W mojej ocenie regulacje dotyczące konopi uprawnych (włóknistych) powinny zostać przeniesione do osobnej ustawy, a proponowane sankcje mieć raczej charakter administracyjny czy skarbowy, a nie karny. Trudno bowiem zrozumieć, dlaczego susz konopi uprawnych ma być traktowany jako bardziej niebezpieczny od tytoniu. Z badań wynika, że jest raczej na odwrót, gdyż nie zawiera on uzależniającej substancji w postaci nikotyny.
Pierwsza firma, która zostanie ukarana zgodnie z proponowanymi regulacjami i wniesie skargę do ETS, po prostu wygra, bo to wszystko już było. Być może nawet wygra przed sądem polskim, bo przecież orzeczenia międzynarodowych trybunałów w Polsce również są wiążące.
Zresztą, już teraz istnieją ostateczne orzeczenia polskich sądów administracyjnych, które kwalifikują zioło konopi jako produkt spożywczy.
9) Projektowane przepisy wydają się pozostawać w sprzeczności z orzecznictwem polskich sądów karnych dotyczącym interpretacji przepisów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Pojawia się w nich bowiem bardzo nieokreślony i w praktyce właściwie uznaniowy termin „znaczna ilość”. Terminem tym posługuje się już ustawa, w tym najsłynniejszy jej przepis karny dotyczący posiadania – art. 62. Na kanwie tego przepisu sądy od lat próbują wypracować jednolitą linię orzeczniczą określającą, ile to jest znaczna ilość – bez powodzenia. Powinno to stanowić argument za usunięciem tego zwrotu z przepisów prawa karnego, a nie powielaniem go w kolejnych.
Często w orzeczeniach sądów w miejsce konkretnej liczby pojawia się więc stwierdzenie, że znaczna ilość określonego środka powinna wystarczyć do odurzenia co najmniej kilkudziesięciu osób. I teraz: ile suszu CBD potrzeba do odurzenia co najmniej kilkudziesięciu osób? Jeżeli konopie uprawne (włókniste) nie są środkiem odurzającym, to nieskończoną ilość. Czy tylko ja dostrzegam ten problem?
10) Autorzy zakładają, że projektowane przepisy „wpłyną na zmniejszenie dostępności na polskim rynku konopi włóknistych i produktów z nich wytworzonych, sprzedawanych z przeznaczeniem do palenia lub wdychania bez spalania”. Problem w tym, że raczej po prostu wpłyną na zmniejszenie dostępności wszystkich produktów konopnych bez wyjątku.
A przecież susz konopi uprawnych kupowany jest przez pacjentów leczących się konopiami indyjskimi kupowanymi na receptę w aptekach. Dzięki dużemu wyborowi taniego suszu i możliwości wypróbowania różnych odmian, pacjenci mają możliwość mieszania ich z konopiami aptecznymi – zmniejszając ich działanie odurzające, a zwiększając spektrum oddziałujących związków chemicznych. No i susz konopi indyjskich z aptek jest również palony. To szybka, łatwa w doborze dawki, choć szkodliwa forma ich przyjmowania. Ale preferowana przez wielu pacjentów.
Czyli susz CBD zakazujemy, ale susz THC nadal będzie dostępny jako lek. Gdzie tu logika? No i oczywiście zacznie się przemyt i nielegalny handel – przecież produkty CBD są wszędzie w Europie w legalnie działających sklepach. Tworzymy zatem kolejny problem w imię walki ze złem w postaci konopi włóknistych. Tego jeszcze w Polsce nie grano.
11) Projekt przewiduje zakaz (pod karą grzywny) reklamy produktów konopnych CBD, ale ograniczony wyłącznie do produktów do palenia:
Art. 20a. Zabrania się reklamy i promocji konopi włóknistych lub produktów z nich wytworzonych przez sugerowanie, że mogą być przeznaczone do palenia lub do wdychania bez spalania.
Spotkaliście się z taką reklamą? I na czym polega ta sugestia? Tymczasem pilnego uregulowania wymaga oznakowanie produktów CBD i reklamowanie ich jako lekarstw na całe zło. Tego jest pełno w Internecie, o czym już wielokrotnie wcześniej mówiłem i pisałem.
Podsumowanie
Zacznijmy od tego, że rzeczywiście w obecnym stanie prawnym branża konopna funkcjonuje w luce wynikającej z braku działania państwa celem wyegzekwowania obowiązujących już przepisów. Ale dokładnie tak samo jest w każdym innym kraju europejskim. Zamiast kombinować przy ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, rynek produktów CBD powinien więc zostać uregulowany osobną ustawą, a produkty te, jeżeli mogą być przeznaczone do palenia, powinny zostać zdefiniowane jako tzw. powiązany wyrób (ang. tobacco related product), o którym mowa w ustawie z dnia 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych. I to ta ustawa powinna być w przypadku takich produktów głównym punktem odniesienia.
W ustawie o produktach CBD mogłoby się znaleźć:
- uznanie zioła CBD za wyrób powiązany (podobny do tytoniu),
- zakaz sprzedaży gotowych skrętów, jednorazówek, podgrzewaczy kondensatów,
- zakaz sprzedaży w automatach,
- uregulowanie oznakowania i opakowania,
- obowiązkowe ostrzeżenia,
- zakaz reklamy jako produkt o dobroczynnym działaniu (dotyczy też olejków).
I wiele innych potencjalnie potrzebnych zapisów – do dyskusji. Pisałem o tym, więc jeszcze raz odsyłam do mojego tekstu.
Motywacje projektu Ministerstwa Zdrowia nie są dla mnie jasne. Do tego, koledzy aktywiści i przedstawiciele branży, którzy już w temacie się wypowiadali – Kuba Gajewski i Maciek Kowalski, zdają się raczej lekceważyć niebezpieczeństwa wynikające z omawianej propozycji zmian prawa. Od Maćka wiem, że wynika to z jego wiary w racjonalność państwa i siłę krajowej branży. Ja jednak pozostaję sceptyczny.
Potencjalnie zaproponowane przepisy oznaczają bowiem likwidację całej branży konopnej w Polsce i doprawdy nie wiem, czy właśnie nie takie jest jego zdanie. W efekcie, na rynku zostaną koncerny zagraniczne, które susz konopny będą rejestrować jako surowiec farmaceutyczny i sprzedawać po zawyżonych cenach w aptekach. Oczywiście susz ten będzie służył do… niespodzianka! – palenia, jak ma to miejsce obecnie.
I być może tutaj właśnie należy poszukiwać źródła projektowanych rozwiązań.
Maciek Kowalski sygnalizuje również, że projekt zmierza do zmniejszenia wpływów budżetowych z akcyzy. Obecnie produkty konopne do palenia są już obłożone akcyzą, jako tzw. produkt powiązany. Jeżeli wyeliminujemy je ze sprzedaży, państwo pozbawia się wpływów budżetowych. Dla mnie to może najsłabszy argument z przytoczonych za odrzuceniem omawianego projektu. Ale może do polityków przemówi najsilniej.
Autor: Dr Mateusz Klinowski
- Nasiona konopi – superfood pełne wartości odżywczych i korzyści zdrowotnych - 30 stycznia 2025
- Sprzeciw wobec destrukcyjnej nowelizacji przepisów dotyczących branży konopnej i apel o racjonalne regulacje - 29 stycznia 2025
- Rząd zamierza zaorać branżę konopną w Polsce? - 29 stycznia 2025