Wolne Konopie ostrzegają przed fałszywymi alarmami
W odpowiedzi na artykuły 1) Pani Maji Marklowskiej-Dzierżak „Wielka lipa zamiast medycznej marihuany” opublikowany przez Puls Medycyny, oraz 2) „Medyczna marihuana nie tylko dla chorych” – Klara Klinger i Patrcyja Otto dla dziennik.pl – pragniemy przedstawić nasze stanowisko w kontekście cytowanych tam wypowiedzi. Zwracamy się w tym miejscu z otwartym apelem do przedstawicieli mediów aby konsultowali z nami wypowiedzi pojawiające się w przestrzeni publicznej w kontekście tej tematyki. Jeśli sytuacja wygląda tak źle jak starają się przedstawić w/w utwory – nasz komentarz już chyba nie może jej nie pogorszyć.
Zaczniemy od najpoważniejszych zarzutów, które, nawet jeśli nie wynikają z braku uczciwości i rzetelności dziennikarskiej, naszym zdaniem mogą wzbudzać lęk i wprowadzać dezinformację. A w konsekwencji pogłębiać stygmatyzację chorych oraz brak poczucia bezpieczeństwa lekarza i pacjenta:
1.
„– Nikt nie nadzoruje jakości produktów i tego, komu są one w rzeczywistości oferowane. Wiele sklepów z nimi działa online, przez co łatwy dostęp do nich mają nieletni”
Nie wiemy jaki cel przyświecał publikacji tej wypowiedzi w tym kontekście (o ile taka wypowiedź w ogóle padła). Pragniemy zwrócić uwagę, iż preparaty z medycznej marihuany – zawierające THC – dostępne są wyłącznie na receptę „Rpw” (narkotyczną) i wyłącznie w aptece, pochodzą wyłącznie od uprawnionego wytwórcy za pośrednictwem uprawnionej hurtowni farmaceutycznej. Jakość produktów gwarantowana jest przez producenta farmaceutycznego i nadzorowana przez Państwową Inspekcję Farmaceutyczną.
Autorkom doradzamy aby zanim zaczną publicznie powtarzać emocjonujące plotki, zaczerpnęły elementarnej wiedzy na temat regulacji rynku farmaceutycznego, w szczególności roli organów regulacyjnych. Przecież właśnie taka była intencja strony rządowej w pracach legislacyjnych nad ustawą – na którą pozostało nam jedynie przystać – aby przepisy gwarantowały farmaceutyczną jakość i nadzorowany obrót tymi produktami poprzez objęcie ich wymogami prawa farmaceutycznego. Nie ma możliwości legalnego oferowania przez Internet leków na receptę, w szczególności leków psychotropowych. Nie ma możliwości zakupu przez Internet leku przepisanego przez lekarza.
Odruchowo potępić wypada, jako naganne, praktyki polegające np. na handlu pustymi opakowaniami, niemniej mechanizmy rynkowe – jak we wskazanym przykładzie allegro – potrafią radzić sobie z eliminowaniem tego typu praktyk bez interwencji „Uwagi TVN” czy Policji. To tak na marginesie uwag na temat dobrych praktyk w każdym fachu, w tym dziennikarskim.
2.
„Źle przygotowane przepisy spowodowały, że – pomimo konserwatyzmu państwa – tylnymi drzwiami wprowadzono dostęp do miękkich narkotyków . Całkowicie legalnie można je kupić w aptece.” „w tej formie to produkt obecnie bardziej dla narkomanów niż pacjentów.
Po pierwsze, całkowicie legalnie można kupić w aptece, zarówno na receptę jak i bez (i nie tylko w aptece), różne groźne dla zdrowia substancje. O wiele groźniejsze niż medyczna marihuana. Kategorii i nazw produktów może nie przytaczajmy…
Po drugie, co podkreślaliśmy od zawsze, dostęp do miękkich narkotyków jest zagwarantowany przez państwo – poprzez prohibicyjną politykę regulacji, która tej dostępności realnie nie ogranicza, gwarantując jednocześnie ekonomiczną opłacalność nielegalnego wytwarzania i dystrybucji. Prawda stara jak świat – im surowsze kary tym większa opłacalność. Zagwarantowana tak samo jak wyższe wydatki budżetowe dla grup interesu mających w tym jednoznacznych interes – Policja, prokuratura, sądy, więziennictwo. Zainteresowanym polityką opartą na dowodach proponujemy spytać rządy tej i poprzednich kadencji o podanie, modnych ostatnio w dobrych praktykach zarządzania, „KPI” (key performance indicators) strategii kryminalizacji marihuany – dla części budżetowych będących w dyspozycji ministrów.
Tu producent poniósł koszty zorganizowania legalnego łańcucha produkcji i dystrybucji w reżimie farmaceutycznym, udźwignął koszty i wymogi procedury rejestracyjnej – żeby produkt funkcjonował jako bezpieczny i skuteczny lek w legalnym obrocie aptecznym. Nawet jeśli produkt nie spełnia wszystkich oczekiwań, nie zaspokaja wszystkich potrzeb rynkowych (co przecież charakteryzuje wiele leków), nie jest to powód dla formułowania takich wypowiedzi w przestrzeni publicznej. Taka retoryka pogłębia tylko problem zamiast wspierać rozwiązania. I jest co najmniej nieelegancka w stosunku do przedstawicieli firmy, która uzyskała wszelkie zezwolenia gwarantujące jakość i legalność produktu.
3.
Z pomysłami rozwiązania problemów systemowych spieszy przedstawiciel kolejnej grupy interesu zainteresowanej częścią budżetową będącą w dyspozycji ministra zdrowia (jak zwykle bez specjalnego przywiązania do KPI dla proponowanych rozwiązań, o odpowiedzialności za ich konsekwencje nie wspominając). Z uprzejmości nie podajemy nazwy.
„Podpowiada, że regulacja powinna określać listę chorób, przy leczeniu których można stosować konopie. – Zostawiono to w gestii lekarzy. Dlatego to na nich spoczywa duża odpowiedzialność, do kogo trafi taki produkt i w jakim stężeniu”
Ustawowe określenie „listy chorób” (cokolwiek pomysłodawca rozumie, mając na uwadze, że konopie nie leczą chorób a co najwyżej łagodzą objawy lub wspomagają terapie, co zawsze jest sprawą indywidualną) to niemądra propozycja. Zweryfikowana negatywnie już w kilku systemach prawnych, o czym ekspert rządowy powinien wiedzieć. Najkrócej mówiąc: prawo nie jest od tego aby „wyręczać” lekarza w decyzji klinicznej. Tu etyczne standardy wykonywania zawodu lekarza, a przede wszystkim wiedza medyczna (a nie ustawa) muszą wystarczyć. Wszelka odgórna regulacja grozi wypaczeniem standardów i ograniczeniem korzystania z wiedzy.
4.
„w Polsce zarejestrowany jest tylko jeden preparat z konopi — o dużej zawartości delta-9-tetrahydrokannabinolu (delta-9— THC). Racjonalne leczenie i rozwijanie terapii kannabinoidowej przy posiadaniu tylko jednego leku o określonym składzie z całej gamy różnych odmian i składów roślin jest po prostu niemożliwe. To nie jest medycyna, to jest sprzedawanie jednego konkretnego produktu o dużej zawartości THC.”
„Nie ma też ulotki, jak przy tradycyjnych lekach, ostrzegającej przed skutkami ubocznymi, mówiącej o sposobie dawkowania i informacji, w jakich chorobach powinna być stosowana.”
Tu pozostaje procedura importu docelowego – sprowadzenia surowca takiej odmiany i postaci jaka jest dopuszczona do obrotu w innym państwie, co możliwe jest m.in. z Holandii, co może wprawdzie wiązać się z dłuższym oczekiwaniem na realizację, ale gwarantuje jednakową jakość farmaceutyczną preparatu w tej samej cenie. I sprowadzając lek w tym trybie, można wnioskować do Ministra Zdrowia o jego indywidualną refundację, co ustawa wprost wyklucza w przypadku produktu już dopuszczonego do obrotu i do wszystkich produktów rejestrowanych w tym trybie.
I niezrozumiałe jest w tym przypadku oczekiwanie ulotki, skoro jest to po prostu marihuana określonej mocy, przygotowywana w aptece do samodzielnego stosowania w celu łagodzenia określonych objawów – zgodnie z przepisem lekarza. Logika nakazywałaby rozpoczynać po prostu od mniejszej dawki THC, czyli doboru określonego dawkowania budującego tolerancję pacjenta na działanie marihuany, co można uzyskać poprzez jej większe rozcieńczenie (choć zgadzamy się, że praktycznej wiedzy w tym temacie nie ma kto w Polsce przekazać lekarzom i farmaceutom).
A jeśli chodzi o cenę leku – jej wysokość jest konsekwencją modelu regulacji rynku farmaceutycznego – jest to cena za jakość produktu gwarantowaną przez państwowym nadzór farmaceutyczny nad jego wytwarzaniem; cenę kształtują tu przede wszystkim koszty produkcji i dystrybucji przemysłowej, związane z zapewnieniem tej jakości (warunki wytwarzania, badań laboratoryjnych), w tym organizacji wytwarzania i dystrybucji poza granicami Polski i UE.
Jak widać powyżej, znamy temat od strony regulacyjnej i praktycznej. I potrafimy się sensownie wypowiadać. Dlatego warto byłoby zwracać się do nas o komentarz, co z powodzeniem czynią liczne media, które zawsze mogą liczyć na rzeczowy udział w debacie i wsparcie w tworzeniu wszelkich publikacji.
Nie twierdzimy, że ustawa jest idealna, choćby po tym jak potraktowane zostały nasze postulaty i nasz projekt w procesie jej tworzenia. Sami wskazywaliśmy jakie będą problemy (m.in. z dostępnością z cenami) w przypadku pozostawienia zakazu narodowych upraw. Nie twierdzimy, że praktyka rynkowa wystarczająco zareagowała na regulacje (przed czym zresztą przestrzegaliśmy…) w i tak krótkim czasie od jej wejścia w życie. Ale nie zgadzamy się z tak alarmującą oceną sytuacji jaka została przedstawiona w w/w utworach. Przedstawione problemy można rozwiązać w granicach obowiązującego prawa, w ramach odpowiednich regulacji branżowych, zawodowych. Nie należy w tym przypadku szukać rozwiązań politycznych – i przed tym przestrzegamy czytelnika i autorki w/w utworów. Jedyny postulat jaki należy kierować pod adresem rządu to uregulowanie polskich upraw konopi medycznych. Nawet jeśli mają w całości trafić pod regulacje stosowane do przemysłu farmaceutycznego.
Jędrzej Sadowski
- Legalizacja marihuany w USA. Spojrzenie na lokalne trendy - 29 października 2024
- Wpływ finansowy legalizacji i regulacji marihuany dla dorosłych w USA - 24 października 2024
- Wpływ legalizacji marihuany w USA: Spadek użycia wśród młodzieży, wzrost wśród osób z wyższym wykształceniem i dochodami - 24 października 2024
Dzień dobry jestem pacjentem medycznej marihuany faktycznie wiele rzeczy jest do naprawienia w naszym kraju ale nie mogę się zgodzić z wypowiedzią tej pani jest to totalna bzdura to są właśnie ludzie którzy nie potrzebują tego leku i nie mają o nim zielonego pojęcia i się wypowiadają tak samo jak faceci nie powinni się wypowiadać co do aborcji tak samo ludzie którzy nie palą marihuany nie zażywają nie powinni się wypowiadać na jej temat to jest moja opinia i tego się będę trzymał a więc niech każdy robi to na czym się zna
Z tego co mi wiadomo to konopie nazywane są marihuaną, natomiast określenie marihuana medyczna to nazwa medialna. Jest to cały czas kontrowersyjny temat i dlatego wiele sprzecznych informacji można spotkać w sieci. W tym artykule http://hyperreal.info/news/legalna-marihuana-napedza-dziki-rynek#comment-965396, uważam, że błędną informacją jest :
„…olejków CBD (chodzi o produkty powstające z tzw. odpadu marihuany). To całkowicie naturalny związek, który występuje w konopiach.”
Pogłębiam swoją wiedzę na temat układu endokannabinoidowego i produktów, które zawierają CBD i sam przekonałem się na własnej skórze, że olejki CBD mają pozytywny wpływ na poprawę stanu zdrowia.
Ta marihuana CBD to tak jak porównywać suplementy diety do leków. Ta medyczna jest przebadana, nie pleśni itp a CBD niewiadomo jaki ma skład.
Wygląda to na próbę manipulowania opinią publiczną w odzewie na ostatnie badania w których ponad połowa ankietowanych poparła legalizację.
Czuję się wezwana do tablicy. Odniosę się do pierwszego cytatu – bo ten został przez autorki wspomnianego artykułu podpisany moim nazwiskiem. Otóż po pierwsze – nie autoryzowałam tego tekstu i po drugie nie tak brzmiała moja wypowiedź. Zostałam zapytana o zupełnie inną kwestię. Potwierdziłam wiedzę autorki ( mojej rozmówczyni ) że produkty z konopi siewnych są sprzedawane wieloma kanałami dystrybucyjnymi i są to bardzo różne produkty – gdyż firmy produkujące mają różną filozofię zarówno w kontekście produkcji jak i dystrybucji. Pani redaktor zapytała jak to się odbywa u mnie, więc opowiedziałam jak działamy jako firma: głownie doradczo konsultacyjna. W zakresie naszej filozofii jest produkt wysoce jakościowy, standaryzowany, przebadany pod kontem jakości i oferowany po wcześniejszych konsultacjach. Pani redaktor zaś opowiedziała mi o kontakcie z innymi oferentami, którzy się w żaden sposób nie interesują kto, z jakiego powodu i w jakim celu kupuje „olejki”, ekstrakty i inne produkty z konopi siewnej. Raz jeszcze się okazuje, że rzetelność dziennikarska nie zawsze jest brana pod uwagę. Może nawet nie o rzetelność chodzi ale o poziom ogólnego zrozumienia zagadnienia.
No tak, papier wszystko przyjmie.
A narod ciemny jak „tabaka w rogu” to uwierzy we wszystko co przeczyta.
Pozniej powiela nieprawdziwe informacje i wyrzadza krzywde tym, ktorzy naprawde potrzebuja dostepu do medycznej konopii tak jak inni tamponow, czy np. tabletek przeciwko grypie.
Naprawde, pomimo tylu juz kampani uswiadamiajacych, dostepnych informacji w postaci opublikowanych badan i innych rzeczy, swiadomosc naeodu jest znikoma.
Pozostaje jedynie wiara, ze wkrotce to sie zmieni…tak samo jak elity u wladzy
Czyli większość świata gdzie można używać marihuanę do woli to idioci? Kanada, większość stanów USA, Belgia, Holandia, Czechy i inne kraje? Tylko w Polsce pseudo-specjalistów amatorów mamy bez liku.
Brawo! Piękny fact checking w dobie internetowego debilizmu 🙂
Myślę, że dodatkowo jeszcze trzeba podkreślać, że reklamowana teraz wszędzie marihuana CBD to nie marihuana medyczna