Budżet się wali, a każdego dnia dwie tony nieopodatkowanej marihuany idzie z dymem. 8 mld zł rocznie czeka na chętnych.
3 miliony Polaków pragnie zostać opodatkowanych. Błagają kolejne ekipy rządzące, żeby przyjęły ich daninę. Od 10 lat wychodzą na ulicę i nawołują do objęcia ich akcyzą. Bezskutecznie. Minister finansów do spółki z premierem wolą okraść emerytów, a następnie wydać ich pieniądze na ściganie, sądzenie i wsadzenie do pierdla ich wnucząt.
Nie ma co biadolić i szukać winnych. Trzeba się spiąć i wspólnymi siłami ratować budżet – pora więc pochylić się nad prośbą narodu i do hasła „sadzić, palić, zalegalizować” dopisać „opodatkować”. Wystarczy tylko sakramentalne „tak” ze strony Sejmu i każdego roku rząd będzie miał co najmniej 8 mld zł więcej na swoje gry i zabawy.
Już teraz funkcjonowanie państwa byłoby niemożliwe, gdyby nie czerpanie korzyści z handlu narkotykami.
28 mld zł, czyli około 10 proc. przychodów budżetu, stanowią podatki związane z produkcją alkoholu i tytoniu. Nikomu włos z głowy by nie spadł, gdyby do tego dołożyć marihuanę.
W legalnym „narkobiznesie”, razem z przemysłami pokrewnymi (produkcja opakowań, transport, dystrybucja) pracuje 150-200 tysięcy Polaków. Sprzedawane w kraju co roku 52 mld papierosów, równowartość 640 mln flaszek wódki i 6 mld piwa są zatem ostoją nie tylko budżetu, ale też rynku pracy i systemu zabezpieczeń społecznych.
Dilerzy, dla odmiany, ZUS-u nie płacą. Mało który biegnie też do urzędu skarbowego odprowadzić należne zaliczki z tytułu uzyskanych przychodów, o akcyzie nie wspominając. Kupując pół litra płacimy 9,92 zł akcyzy. Zbliżona kwota (1,8 euro) zawarta będzie też docelowo w paczce papierosów. Różnica między kosztem produkcji (3-4 zł) a ceną detaliczną marihuany (30-40 zł) w całości idzie natomiast w ręce mafii. Gdyby wietnamskich gangsterów zastąpić naszymi rodzimymi kradziejami z Wiejskiej, fiskus mógłby liczyć przynajmniej na 10 zł od sztuki. Kolejne 5-6 zł trafiałoby do budżetu w postaci VAT-u, nie wspominając o podatku dochodowym. Czarnorynkowy obrót przetworami konopi szacuje się na 500-700 ton rocznie, co dałoby państwu lekko licząc 8 mld zł. 8 miliardów, Panie Premierze! Będzie z 1,5 miliarda funtów szterlingów, sir Rostowski.
Oprócz ulgi dla finansów publicznych, akcyza na gandzię mogłaby spełniać ważną funkcję profilaktyczną. Obrońcy Matki Polski przed zalewem śmiercionośnej marihuany grzmią, że dzisiejsza gandzia to nie to samo, co trawka z ich młodości. Zawartość THC we współczesnych, wyselekcjonowanych odmianach cannabis rzeczywiście jest często wyższa niż w kopconej przez hipisów samosiejce. Hasło „zażywasz = przegrywasz” jakoś nie pomogło jednak w odwodzeniu młodzieży od sięgania po narkotyki. Gdzie diabeł nie może, tam fiskusa pośle – wystarczy, aby podstawę należnej akcyzy, podobnie jak w przypadku alkoholu, stanowiła zawartość substancji aktywnej. Niech akcyza na łagodne, 5 proc. odmiany wynosi 5 zł, a na 20 proc. mózgotrzepy sięga 20 zł i zaraz liczba amatorów największej siekiery spadnie, a i kasy na ich późniejsze ewentualne leczenie będzie więcej.
8 dużych baniek leży na ulicy, a premier rozkłada ręce i mówi, że wszystko przez ten gaz łupkowy, co to miał być, ino go nie ma. Co zrobić, trzeba będzie VAT podnieść – przecież aresztowanie 40 tysięcy narkomanów rocznie musi kosztować.
Autor: Maciej Kowalski – rzecznik Stowarzyszenia Wolne Konopie
źródło: NIE
- Marihuana a IQ: Badania obalają długoletnie mity - 21 listopada 2024
- Długoterminowe stosowanie oleju CBD w łagodzeniu objawów neuropsychiatrycznych u pacjentów z chorobą Alzheimera - 21 listopada 2024
- Czy marihuana uszkadza DNA i czyni nasze pokolenia „mutantami”? Analiza faktów - 20 listopada 2024