Pikieta pod Pałacem Prezydenckim, podczas której Wolne Konopie udowadniają niezgodność ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii z Konstytucją. Jest nas 20 osób. Transparenty powiewają dumnie na wietrze – „Chleba, pracy, marihuany!”. Widać zresztą, że jesteśmy ciekawostką, bo nikt się nas tam nie spodziewał! Atmosfera jest przyjazna, ludzie podchodzą do nas z uśmiechem na twarzy i robią z nami sobie zdjęcia:). Przechodnie raczej wyrażają zainteresowanie naszymi postulatami i wykazują lekką nieśmiałość w próbie nawiązania relacji z Nami. Po chwili jednak moje poczucie umiłowania do tychże ludzi zostało nadszarpnięte, kiedy starszy Pan wyskoczył jak „Filip z konopi” i agresywnie zaczął na nas krzyczeć, wygrażać i pukać się w głowę. Jego stan w tamtym momencie był bliski zawału. Na szczęście tylko jeden obywatel pokazał sprzeciw, co dobrze rokuje na przyszłość.
Pikieta trwa. My wciąż swoje. Na przemian śmiejemy się i skandujemy, skaczemy, tańczymy i znów się śmiejemy. Czytamy Konstytucję. Pełna kultura! Nagle podchodzą do nas „białe kaski”, najpierw nieśmiale, później zdecydowanie ;). Spychają naszą manifę pod mur, a później pod klatkę schodową w pobliskiej kamienicy. Policja od razu podchodzi do nas agresywnie i jest bardzo niemiła, nie chce się wylegitymować i dosłownie nami „trzepie” rzucając o ściany klatki. Szopen-aktywista nie daje im się tak łatwo i pokrótce – nie cacka się z Panami. Rolo to samo. Reszta chłopaków też nie pęka. W końcu to Hemp Army. Ten moment jest bardzo nerwowy, panował wtedy raz smutek, raz zażenowanie, a raz śmiech. Policja tego nie lubi. Żartujemy sobie ale problemów robić nie chcemy, to ich praca, dostali taki rozkaz. Jednak za żarty nam się obrywa, zaczynają robić skrupulatne przeszukanie, znajdują u jednego w „młynku” ok. 0,5 g suszu, a przy drugim 4 blanty, które na komisariacie okazują się skrętami z tytoniu. Mimo protestów i kontrargumentów Wolne Konopie idą znów na dołek w ilości dwóch aktywistów, w tym ja. Pikieta trwa dalej. Lud wyraża swoje niezadowolenie ale niestety manifa się rozpada. Podróż na komisariat przy Wilczej odbywa się w całkiem miłej atmosferze, wraz z aktywista i dwójką dość liberalnych policjantów udających, że liberalni nie są ;p. Po rozmowach i obserwacjach stwierdzam, że straszny „burdel” i chaos panuje w ich szeregach.
Na komisariacie przy ul. Wilczej strofują, krzyczą, przeklinają. Co drugi Policjant rzuca „groźby karalne”. W sumie nie ma co się dziwić, bo tego dnia łowy były obfite i sporo aresztantów zasiedlało ten mały policyjny przybytek. Wszyscy ściśnięci w jednej celi, jak konserwy. Jeden z nich ma „wydziarane” oczy, w ogóle cały jest pokryty tatuażami. Staż: 13 lat w pierdlu, opuścił go 2 miesiące wcześniej, zatrzymany za posiadanie broni, dostał taki wpiernicz od panów policjantów, że na żywe oczy nie widziałem takich profesjonalnych tortur, a widziałem w moim życiu różne bójki. Gość dostał ostre „bęcki”, wszystkich na komisariacie zamurowało. Wepchali go do „Jamy”, a on jak nowo narodzony. Nic po nim nie widać. Tylko może bardziej tatuaże mu się uwypukliły. „Bęcki”, jak to fajnie brzmi jak się czyta ale zapewniam, że dużo gorzej wygląda. Mamy duży problem na komisariatach, ponieważ tortury w demokratycznym państwie, to chyba nieporozumienie. Obok siedzi Cygan wraz z kompanem i koleżanką. Zakrwawiona koszula. Duży, pijany, postawny ale śmieszny. Wyciągnął papierosa i zaczął go palić. Pomimo wizualnych wrażeń i początkowych lęków, towarzystwo okazało się „wporzo”. W końcu wszyscy tam byliśmy „złymi”, nawet jak na co dzień jesteś „dobry”.
Jak się okazało Cyganie uciekli z Czech, gdzie też jak mówili dostali ostry wpiernicz. Już ich tam nie chcieli. Najlepsza niespodzianką jaką tam ujrzałem był nasz aktywista, którego zatrzymali tego samego dnia w Centrum za posiadanie resztek źdźbła. Świat jest mały. Od razu zrobiło się raźniej. Jednak jemu do śmiechu nie było, 12 godzin harował na dachach, aby wyżywić swoja dziewczynę i małe dziecko, po pracy szedł do domu. Miał pecha.
W każdym razie jest nas 3 aktywistów, 3 ciemnych gości oraz jeden co śpi i nie wie o co chodzi oraz Pan „Dziara”. Niebiescy spisują protokoły, kręcą się strasznie to w jedną to w drugą. Impreza trwa, czekamy na przesłuchanie i ekspertyzy narkotykowe. Opowiadamy bajeczki sobie nawzajem oraz historyjki, co, kto i za co siedzi. Policja wkurza się i rzuca nam znów groźby karalne. Mamy siedzieć i być cicho. Wiec gadamy ciszej ale dalej swoje. Na przesłuchaniu miałem mówić prawdę, że nie wiem skąd to mam, nie pamiętam, żeby to było moje, ktoś mi podrzucił… Nagle,.. w pewnym momencie słyszę jak ktoś wypowiada moją ksywę! Kordon policji odsuwa się. Na horyzoncie pojawia się Tomek, krzycząc „Siou, Siou! Oddawaj moją bakę ! Gdzie jest mój młynek”, po czym podochodzi do krat. Mówię mu, że jest nas tu więcej wskazując gestem na jednego z naszych. Tomasz spojrzał się na Pawulona i dodał: „Paweł co zrobiłeś z moją marihuaną?” I w ten sposób Tomek włączył się w nasze sprawy, biorąc wszystko na siebie.
Tomek zaczął swoje wyćwiczone regułki zaginania i wytykania policjantom błędów proceduralnych , których się dopuszczają. Policjanci byli w lekkim szoku, więc dostali od głównego policyjnego bandziora polecenie, cytuję „Do lochu z nim!”. I w ten oto sposób mamy w pace czwartego. To już możecie nas nazywać muszkieterami! Jeden z nas szybko opuścił szeregi, gdyż po ekspertyzie okazało się ze miał „najczystszy”, dużo bardziej szkodliwy od marihuany ( stwierdzone naukowo ) narkotyk, w postaci tytoniu marki CASABLANCA! Nie ma szczęścia, że w Polsce myślą intensywnie wszystkim ale na pewno nie głowami. Towarzystwo zaczęło się wykruszać. Duży Cygan dostał jeszcze rzut na kratę w zaciśniętych kajdankach krzycząc i skomląc z bólu. Gdzieś go i jego towarzyszy wynieśli. Nie wiem jak się ich losy potoczyły. Zostaliśmy tylko my i śpiący „Pan Miły Facet”, który lekko się zaczął przebudzać. Widać, że alkohol trochę zaczął odpuszczać. Reszta gdzieś zniknęła. Jeden Policjant o pseudonimie „Cybul” był gościem stanowczym, chamskim, ale ogólnie „spoko”, bo dzięki niemu szło wszystko do przodu. Reszta panów chyba pierwszy dzień na bazie, bo nie wiedzieli nawet gdzie na formularzu mamy się podpisać. Ogólnie widać było, że wykonują swoją pracę na siłę, z przymusu, ale trzymają poziom swojej wyższości nad nami. Generalnie przez kraty pokazywaliśmy i dyktowaliśmy, co i gdzie mają wpisać na formularzu.
Poszedłem na przesłuchanie i Pan policjant bardzo miły ale zrezygnowany i zmęczony przesłuchał mnie oraz nawiązał rozmowę dydaktyczną o narkotykach. Gdy nawiązywała się nić zrozumienia z jednej i z drugiej strony odwiedziła nas dyżurna ruchu przerywając ciekawą dla mnie rozmowę. Rzadko się ma okazję pogadać z tajniakiem o obecnej sytuacji narkotykowej w kraju. Wrzuciłem mu sporo argumentów na ruszt, ciężkich do negowania po dłuższym zastanowieniu się. Szkoda – pomyślałem, będzie pewnie następna okazja. Najlepszym policjantem w tym zapyziałym miejscu okazała się dyżurna ruchu oraz druga Pani policjant – tajniak, to też dzięki nim siedzę i to piszę. Później znów do celi i znów przesłuchanie. Powtórzenie zeznań i powrót do celi. Tam Tomek i Paweł gotowi do wyjścia z tego dołka. Jednak po chwili okazuje się, że zostają, a ja wychodzę. Cieszę się a zarazem popadam w stan większego dołka niż ten, w którym siedzę. Mówię do Policjanta, że ja zostaję z kolegami. Niestety dostaję stanowczy przykaz od policjanta brzmiący dosłownie ” wypierdalaj w chuj natychmiast”. Targany emocjami składam podpisy i bez postawienia mojej osobie żadnych zarzutów pakuje się do wyjścia. Żegnam się z ziomkami. W recepcji ubieram się i wkładam sznurówki do butów, okazuje się, że nie mam pieniędzy, telefonów i kart bankomatowych oraz saszetki. Wracam na komisariat, mówię, że mnie „oszukali i okradli”. Policjant znajduje zagubione rzeczy w miejscu, gdzie się rozbierałem (do przeszukania). Dostaję „groźbę karalną” i każą mi jeszcze raz „wypierdalać”.
Wychodzę i czekam pod komisariatem do 3 w nocy na Tomka. Wciąż go nie ma. Wchodzę na komisariat ale znużony jak sowa policjant rzuca do mnie kłamstwem, że Tomek już wyszedł. Biorę Taxi i spadam na blanta czekać na Tomasza i Pavulona. Jest 13:12 na komendzie nie odbierają. Czas dzwonić do adwokata. 16:00 dostaje telefon, że mam się zgłosić o 10:00 w Niedzielę na Wilczą w charakterze podejrzanego. Dostaję również informacje, o tym iż ziomków zatrzymali do jutra. Czas się wyluzować. W miłym gronie spędzamy noc. Następnego dnia na Wilczej postawiono mi zarzuty posiadania środków odurzających. Powtórzyłem moje wyjaśnienia dostając wezwanie na badanie psychiatryczne. Tomek w tym czasie w trybie przyspieszonym miał rozprawę sądową. Prokurator dostał przykaz z góry aby go „posadzić”, zaproponował 2 miesiące sankcji gdyż istniała obawa mataczenia i ukrywania się. Po dość szybkim odbiciu argumentów przez adwokata Sąd odrzucił prośbę. Tomek wyszedł. Sprawa się zacznie wkrótce. Znów zwykłych ludzi bedą sądzić jak przestępców. Tomek wyszedł o 14:00. O 22 już byliśmy we Wrocławiu działać z założeniem pierwszego w Polsce klubu konopnego.
P.S.
Myślę ze rozbili nam z manifestację gdyż niebawem tą drogą miał kroczyć Jarosław Kaczyński wraz ze swym orszakiem. Tak! Tak! To ten co nie wie z czego jest marihuana. Chcieliśmy mu to wytłumaczyć ale nie pozwolono Nam na to. Może innym razem.
Niemalże każdy policjant, który się mną zajmował miał do mnie pretensje, że przysparzam mu niepotrzebnej pracy. Więc ja się pytam. Czemu nas zamykacie?
Chcesz się podzielić swoją relacją „live” z dołka, bądź innego prohibicyjnego miejsca? Opisz i wyślij ją nam na adres: rzecznik(at)@localhost
Siou
- Konopie w jednej grupie z heroiną? Analiza kontrowersyjnej klasyfikacji i nasze działania - 26 listopada 2024
- Prośba do obywateli: Zapytajcie kandydatów o depenalizację marihuany! - 26 listopada 2024
- Pismo do Ministerstwa Zdrowia w sprawie ograniczenia teleporad dla pacjentów korzystających z medycznej marihuany - 24 listopada 2024