Ostatnimi czasy media zwracają uwagę na to, że Policja odnotowuje dużo więcej przypadków prowadzenia samochodu pod wpływem środków odurzających, choć ich wyliczenia robione są w sposób bezmyślny. Media wywierają presję, strasząc oraz odsądzając od czci i wiary kierowców jeżdżących na rauszu. Pomijając fakt, że zakazami wiele nie zdziałamy i należy zło eliminować u źródła, to media nie podają, w jaki sposób wyeliminować problem poza nałożeniem kolejnych kar i wywarciem presji na ustawodawców.
Jazda samochodem po użyciu jakichkolwiek środków psychoaktywnych jest niedopuszczalna (chyba że lekarz wyrazi na to zgodę) i należy dążyć do tego, aby eliminować kierowców, którzy są notorycznymi uczestnikami ruchu drogowego po rekreacyjnym zażyciu. Jednak nie należy tego robić bezmyślnie i na chybcika. Jeżeli mamy zamiar wprowadzać dużo bardziej restrykcyjne zapiski w prawie, muszą one być sprawiedliwe i racjonalne – dla wszystkich. Wiadomo, że w Polsce mamy problem z odpowiednim podejściem do problemu przez ustawodawców, którzy często popełniają zapiski na polityczne, czy jak wspomniałem medialne zamówienie, byleby zdążyć przed wyborami, byleby media przestały już zwracać na to uwagę. W przypadku karania za jazdę po użyciu alkoholu sytuacja jest w miarę jasna i Państwo jest przygotowane na sprawiedliwe orzeczenie, stosując w takich przypadkach adekwatną karę dla sprawcy tego haniebnego czynu. Inaczej ma się sprawa w przypadku kierowców, którzy konsumowali marihuanę. Coraz częściej spotykam się z niesprawiedliwym traktowaniem delikwenta, u którego marihuana już dawno przestała oddziaływać na ośrodkowy układ nerwowy. Policyjny tester, w zależności od rodzaju, wykrywa obecność używki w ślinie nawet do tygodnia po jednokrotnym zażyciu. Metabolity w organizmie człowieka w przypadku marihuany mogą utrzymywać się nawet do 3 miesięcy (w moczu), natomiast do 1 miesiąca we krwi po jednorazowym użyciu. Prawo jazdy stracić zatem może każdy, kto przynajmniej raz w tym czasie przebywał w towarzystwie, gdzie paliło się marihuanę, bądź ją po prostu raz skonsumował.
Żadna ustawa ani rozporządzenie nie określa stężenia metabolitów THC we krwi jako stan „pod wpływem środka” działającego. Obecnie wszystko orzekane jest wedle własnego widzimisię. Jak ze „znaczną” i „nieznaczną” ilością w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. W przypadku kierowców orzeka się wedle opinii konkretnego sądu i jego aktualnego uznania – to jest koszmar, ponieważ nierówno i najczęściej niesprawiedliwie traktuje się człowieka. Sądy nie sprawdzają stopnia rozpadu metabolitów ani tego, czy przy dacie, sposobie zażywania, masie ciała, ewentualnym stresie, wysiłku fizycznym czy hot-dogu mogło dojść do „wyrzucenia” metabolitów z komórek tłuszczowych do krwi. Nie uwzględniają wysokich stężeń wynikających z przewlekłego albo leczniczego stosowania MJ – które nie mają u takich osób wpływu na system nerwowy w takim stopniu jak w przypadku okazjonalnego konsumenta. Standardów opiniowania nie ma żadnych, dyrektyw z orzecznictwa też nie. Obecnie w adwokaturze odbywa się walka z wiatrakami – Stowarzyszenie Wolne Konopie pracuje nad zapiskami do propozycji, którą chcą znowelizować ustawę o ruchu drogowym. Mimo iż w przypadku obecnie rządzących przyjęcie poprawki jest mało prawdopodobne, to być może dzięki temu posunięciu, wskażą na konieczność zabrania głosu w tej sprawie przez specjalistów i ekspertów tj. Prof. Jerzy Vetulani, Pan Marek Biernacki i toksykologów z listy stałych biegłych sądowych.
Adwokaci walczą z tą niesprawiedliwością non stop – ale, jak wspomniałem uprzednio, jest to głos na pustyni i walka z wiatrakami oraz święte oburzenie sądów, że „pobłażamy naćpanym kierowcom, a oni mogą przecież spowodować śmiertelne w skutkach wypadki”.
Problemem jest również to, że polskie laboratoria nie mają technik diagnostycznych, nie wspominając o merytorycznym wsparciu czy specjalistach, żeby prawidłowo opiniować wpływ MJ na układ nerwowy (a nie krwionośny czy moczowy). Nie mają odpowiedniego wyposażenia, odczynników a przede wszystkim – WIEDZY I CHĘCI – pozwalających na rzetelne i zgodne z nauką opiniowanie.
Adwokaci wskazują, iż wobec braku możliwości diagnostycznych i powszechnej nierzetelności opiniowania każda taka sprawa w Polsce skazana jest na przegraną i to z góry – ponieważ fakt nierzetelności i braku narzędzi diagnostycznych jest również blisko związany z niewiedzą sędziowską w tej sprawie.
Aby zaakcentować ten absurd wskazuję na kolejny problem – czy osoby leczone Sativexem, który muszą przyjmować codziennie – mają orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów? NIE. A jeśli w ich krwi, jako kierujących pojazdem, stwierdzone zostaną metabolity MJ – to co się stanie? Wiadomo – skazanie i zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych minimum na rok! Mają wybór – albo się leczą, albo prowadzą. A skoro przy przewlekłym używaniu przetworów MJ metabolity utrzymują się w organizmie przez 6 miesięcy – to nawet po zakończeniu leczenia nie powinni prowadzić! Dodam, że testery nie rozróżniają konopi indyjskiej od zupełnie legalnej w Polsce konopi siewnej i są na tyle czułe, że potrafią wykryć nawet śladowe ilości kanabinoidów. Jeżeli odżywiamy się produktami spożywczymi opartymi na wyciągu z kwiatów konopi siewnych, to tester również wskaże zawartość THC w badanej próbce i niestety noc spędzimy w areszcie, prawo jazdy zostanie nam zabrane, a w Sądzie będziemy musieli udowadniać, że zjedliśmy zupę z konopi. Jest absurd?
Jako obywatel troszczący się o mój kraj chciałbym, aby mój kraj troszczył się również o mnie i bardzo mi miło, gdy działa się w kierunku zmiany problemu, jakim jest ogólnie rzecz biorąc polski kierowca. Szkoda tylko, że w Polsce często do rozwiązania zabiera się w sposób powierzchowny, ze szkodą dla obywatela, ale z korzyścią dla budżetu Państwa. Najpierw moim zdaniem powinno się przynajmniej ustalić ile nanogramów w mililitrze krwi wpływa na nerwowy układ ośrodkowy, a następnie zabrać się za analizę jakości polskich szkół jazdy. Należy zwracać większą uwagę na naukę kultury jazdy, gdyż jeśli ona byłaby, chociaż taka jak w Czechach, to mielibyśmy dużo mniej tragicznych w skutkach wypadków, nawet tych spowodowanych przez kierowców po użyciu. A może gdyby ustalenie wartości nanogramów wpływających na zdolność prowadzenia pojazdów nie byłoby naukowo możliwe, może lepiej, aby Policjanci, tak jak to odbywa się w USA, Anglii, Holandii czy Hiszpanii skupili się na badaniu równowagi i zborności ruchowej czyli wykonywaniu przez podejrzanego pospolitej jaskółki, czy przejścia po prostej linii, zetknięciem palców wskazujących przy zamkniętych oczach, które to od razu wskazują czy kierowca jest w stanie pojechać dalej. Mimo iż to dla kontrowersyjne, to moim zdaniem najprostsze rozwiązania są w tym wypadku najlepsze, ponieważ każdy organizm jest inny i inaczej reaguje na dawkę zażytego środka.
Dla uszczególnienia informacji prowadzenia pod wpływem marihuany polecam poniższy tekst „Palestry Polskiej” – „Marihuana, THC – mity i polowanie na czarownice”
Autor: Jakub Gajewski
- Marihuana a IQ: Badania obalają długoletnie mity - 21 listopada 2024
- Długoterminowe stosowanie oleju CBD w łagodzeniu objawów neuropsychiatrycznych u pacjentów z chorobą Alzheimera - 21 listopada 2024
- Czy marihuana uszkadza DNA i czyni nasze pokolenia „mutantami”? Analiza faktów - 20 listopada 2024
Witam.
Mam pytanie, obecne policyjne narkotesty jaki czas po wypaleniu jointa dadzą wynik pozytywny. Czytając różne artykuły rozbieżność jest duża, od dwóch dni do dwóch tygodni. Chciałbym od czasu do czasu zapalić ale nie uśmiecha mi się utrata prawka. Pozdrawiam.
[…] usunięcia, ponieważ nikt nie chce promować jazdy po paleniu jointów. Jednak uważa się, że w przypadku marihuany, osoby pod jej wpływem mogą w rzeczywistości prowadzić lepiej, ponieważ bardziej koncentrują […]