Myślisz, że system okrutnie prześladuje Ciebie i Twoich bliskich za palenie marihuany? Uważasz, że prawa dotyczące konopi w krajach europejskich są zbyt surowe? Porównujesz polskie rozwiązania w dziedzinie polityki narkotykowej do rozwiązań reżimu na Białorusi i narzekasz na swój ciężki los?
Cóż, lepiej przemyśl to wszystko jeszcze raz.
Na świecie istnieje bowiem kilkadziesiąt państw, w których za przestępstwa związane z nielegalnymi narkotykami grożą naprawdę wysokie kary, łącznie z karą śmierci. Nie musisz jechać na wycieczkę do Tajlandii (polecamy tutaj książkę „12 x śmierć” Michała Pauli) czy na Bali, aby się o tym przekonać. Wystarczy posłuchać wieści od Wielkiego Brata z naszej ukochanej Ameryki.
Oto prohibicja „made in USA”: kilka tragicznych historii ofiar wojny z narkotykami, wziętych ze stałej wystawy w Muzeum Konopi w Amsterdamie pod kuratelą Chrisa Conrada, pisarza i aktywisty, lub znalezionych ostatnio w mediach.
*Najpierw aresztowano najstarszego syna rodziny Young pod zarzutem uprawy konopi na ziemi sąsiada. Wkrótce po nim do więzienia trafili wszyscy jego krewni. Senior rodu Clyde (ojciec) dostał 26 lat więzienia, jego żona Patricia 24 lata. Ich czworo dzieci odpowiednio 15, 10, 5 i 3 lata.
*Jodie Izrael dostała 11 lat więzienia za 4 uncje marihuany. Jej mąż Calvin Treiber, rastafarianin, został skazany na 29 lat po tym, jak odmówiono mu szansy na odwołanie się do konstytucjonalnej wolności sumienia i praktyk religijnych. Ich czworo dzieci nie tylko straciło rodziców, ale także siebie nawzajem – ponieważ umieszczono je w oddzielnych domach zastępczych. Matka Jodie mówi: „Rząd uczynił sieroty z naszych dzieci. One ciągle płaczą i brakuje im rodziców, którzy je kochali i byli dla nich dobrzy”.
*James Gedes odsiaduje wyrok 90 lat w systemie więziennictwa stanu Oklahoma za puste fajki i 5 sadzonek konopi znalezionych w domu przyjaciela, którego często odwiedzał. Uprawa jakiejkolwiek ilości marihuany w Oklahomie może skutkować wyrokiem dożywocia.
*Gary Tucker, jego żona Joanna i brat Steven zostali skazani na 10 lat więzienia za sprzedaż artykułów ogrodniczych dla ludzi, którzy później zostali aresztowani za uprawę konopi. Ich zbrodnia polegała na „posiadaniu wiedzy”, że osoby te będą uprawiać marihuanę.
*Will Foster został skazany na 93 lata (wyrok zmniejszono do 20 lat w sądzie odwoławczym) za uprawę i posiadanie konopi przy nieletnim (własnym dziecku). Podczas procesu odmawiano mu szansy na przedstawienie argumentów dot. używania marihuany do celów medycznych. Wsparcie zorganizowanych obywateli oraz uwaga mediów sprawiły, że Foster otrzymał przedterminowe warunkowe zwolnienie z więzienia.
*Charles Lynch, kalifornijski dostawca medycznej marihuany i zarządca legalnego ambulatorium działającego w ramach prawa stanowego, został aresztowany, skazany i może spędzić nawet do 100 lat w więzieniu na podstawie praw federalnych.
*W stanie Missouri chory na raka pacjent James Cox został skazany na 15 lat więzienia za uprawę konopi w celach leczniczych.
*W Oklahomie sparaliżowany inwalida Jim Montgomery został skazany na dożywocie i dodatkowe 16 lat z powodu 2 uncji konopi, które szeryf znalazł w jego wózku inwalidzkim.
*W Indianapolis, Mark Young zapoznał ze sobą 2 dilerów marihuany. Później zostali oni informatorami policji i wskazali go służbom. Young otrzymał wyrok dożywocia bez możliwości warunkowego zwolnienia.
To tylko kilka opowieści grozy. W amerykańskich więzieniach siedzi już prawie 2,5 mln ludzi; z powodu samej tylko marihuany prawie milion ludzi rocznie zostaje aresztowanych. Książka „Shattered Lives: Portraits from America’s Drug War” („Zniszczone żywoty: portrety z amerykańskiej Wojny z Narkotykami”) autorstwa Mikki Norrisa, Virginii Resner i Chrisa Conrada opowiada historie zwykłych ludzi, których życie zostało zrujnowane przez nieludzkie zachowanie prześladowców. Wszyscy zwolennicy „wojny z narkotykami” twierdzący, że policja ściga tylko niebezpiecznych handlarzy i nikt nie trafia do więzienia z byle powodu, powinni koniecznie przeczytać tę książkę i porównać „zbrodnie” oraz kary. Opisy wyroków ferowanych w USA za przestępstwa narkotykowe (bez użycia przemocy) przekraczają granice ludzkiej wyobraźni.
Niezliczone ludzkie życiorysy zostały zrujnowane przez niewiedzę i histerię panujące wokół wojny z narkotykami. W więzieniach siedzi wielu chorych, którzy spożywali marihuanę w celach leczniczych. W historii amerykańskiej prohibicji zdarzały się wyroki śmierci za przestępstwa związane z konopiami (np. posiadanie hurtowej ilości lub udzielanie nieletniemu). Nawet mordercy i gwałciciele mogą liczyć na łagodniejsze traktowanie przez sądy. W Oklahomie i wielu innych stanach dożywocie może zostać orzeczone za posiadanie nawet najmniejszej ilości marihuany lub jej zakup od tajnych funkcjonariuszy policji. Uprawa kilku roślin także może skończyć się wyrokiem dożywocia. W niektórych stanach, np. w Kentucky (kiedyś stolica przemysłu konopnego USA), zwykłe konopne produkty takie jak papier czy ubrania są nie tylko nielegalne, ale ich posiadanie jest zagrożone taką samą karą jak posiadanie marihuany o jednakowej wadze. Niektóre hrabstwa przewidują karę śmierci za uprawę konopi większą niż ¼ akra (0.11 hektara), nawet jeśli nie mają one właściwości psychoaktywnych – czyli za zwykłe chwasty lub konopie przemysłowe, w Europie nawet dotowane dla rolników. Zgodnie z obowiązującym prawem federalnym, Ojcowie Założyciele i pierwsi prezydenci USA tacy jak Thomas Jefferson i George Washington, którzy uprawiali konopie, obawialiby się dzisiaj grożącej im kary śmierci.
Drakońskie prawa, wojskowe taktyki, wojenna strategia
W 1951 ustawa zwana Boggs Act przekreśliła możliwość zwolnienia warunkowego z więzienia po popełnieniu drugiego i kolejnego przestępstwa narkotykowego – choć nawet gwałciciele, seryjni mordercy i szpiedzy posiadają ten przywilej. W Luizjanie, posiadanie marihuany może oznaczać 99 lat więzienia. W Georgii, za drugie takie przestępstwo grozi kara śmierci. Podobnie jak za udzielenie marihuany nieletniemu w wielu innych stanach. W 2001 r. Drug Importer Death Penalty Act został ratyfikowany przez Kongres USA. Ustawa stwierdza, że przemytnik 100 dawek nielegalnego narkotyku może zostać skazany na dożywocie bez możliwości warunkowego zwolnienia lub na karę śmierci. Akt prawny został przepchnięty przez ówczesnego Przewodniczącego Kongresu Newta Gingricha (obecnie znowu kandyduje na Prezydenta USA), który kilka lat wcześniej przyznał, że palił marihuanę w swoich czasach uniwersyteckich.
Zdarzają się przypadki oskarżeń o „posiadanie narkotyku wewnątrz własnego ciała” jeśli policyjne testy wykazują obecność narkotyków w organizmie. Ministrowie Sprawiedliwości (także w Polsce) wysyłają jednoznaczny sygnał do policji i sądów, nazywając handlarzy narkotyków „nosicielami zepsucia i śmierci”. Młodzi Amerykanie złapani z nawet małymi ilościami marihuany czasem wpadają w rozpacz na myśl o konsekwencjach prawnych i popełniają samobójstwo. Obowiązkowe orzecznictwo sądowe w wielu stanach (słynne „mandatory minimum”, czyli najmniej 10 czy 15 lat w więzieniu za narkotyki) sprawia, że nawet za pierwszym razem można trafić za kraty na 10 i więcej lat. Recydywiści muszą liczyć się z dożywociem.
W 1988 roku Daryl Gates, szef Departamentu Policji w Los Angeles powiedział, że nawet okazjonalnych użytkowników narkotyków powinno się „wyprowadzać na podwórze i rozstrzeliwać”. Zapoczątkował on akcje w stylu wojskowym oddziałów specjalnych policji SWAT i program zajęć szkolnych DARE (podczas których policjanci zachęcają dzieci do donoszenia na rodziców, krewnych i przyjaciół). Gates zasłynął także z kontrowersyjnych wypowiedzi na temat Latynosów, Murzynów i Żydów. Jego najbardziej znany bon mot to opis Czarnych jako słabo radzących sobie pod uciskiem i duszeniem policjanta przy zatrzymaniu, ponieważ ich fizjologia jest inna od budowy „normalnych” ludzi. Prezydent George H. W. Bush (senior) nazywał Gatesa „wielkim amerykańskim bohaterem”. Z kolei William Bennett, dyrektor Biura Narodowej Polityki w/s Kontroli Narkotyków w administracji Busha, nie widział nic niewłaściwego w ścinaniu głów handlarzom narkotyków lub w strzelaniu do samolotów podejrzanych o przemyt narkotyków. Bennett zaproponował kary, z których wiele jest stosowanych do dzisiaj: odebranie prawa jazdy, eksmisja, kary dla niepokornych uniwersytetów, przymusowe leczenie w obozach w wojskowym stylu. W 1994 roku szef amerykańskiej agencji narkotykowej DEA Constantine Thomas powiedział, że żaden użytkownik narkotyków nigdy nie przyniósł nic dobrego dla społeczeństwa – przyczyniają się oni tylko do zła. Tego rodzaju retoryka przywódców politycznych oraz wysokich rangą urzędników uzasadnia okrutne zachowania ich podwładnych.
Kolejna część horroru amerykańskiego palacza to konfiskata mienia. Od 1984 roku rząd amerykański może dokonać jej na podstawie nie tylko aktu oskarżenia, ale samego tylko podejrzenia o popełnienie przestępstwa. Nawet prawo do posiadania środków na obronę prawną zostało zawieszone, ponieważ pieniądze te mogłyby pochodzić z handlu narkotykami. Aż w 80 do 90 procent takich przypadków mienie nie jest zwracane, ponieważ ofiary nie stać na prawnika. Według gazety „USA Today” każdego roku policja przejmuje miliony dolarów w gotówce, ponieważ psy policyjne węchem stwierdzają, że pieniądze pachną jak narkotyki – nawet jeśli nie znaleziono kontrabandy ani nie dokonano żadnych aresztowań. Od 1985 do 1995 roku federalny Departament Sprawiedliwości i Skarbu przejął ponad 4 miliardy dolarów od obywateli Stanów Zjednoczonych, z których wielu nie zostało oskarżonych o żadne przestępstwa. Od tego czasu wartość konfiskowanego mienia wzrosła o 1500%. Zyski trafiają do odpowiednich organów ścigania – to tłumaczy, dlaczego w Stanach Zjednoczonych niewielu szefów policji w służbie czynnej opowiada się za legalizacją. Ich postawy często ulegają zmianie dopiero na emeryturze. Nic dziwnego: w 1988 roku, Straż Wybrzeża USA skonfiskowała jacht warty 2.5 miliona dolarów z powodu znalezienia trzech gramów marihuany na pokładzie. Przepisy federalne bywają używane do przejęcia mienia także zwykłych obywateli przestrzegających prawa. Tak było w przypadku Davida Scotta, zabitego w swoim domu w Malibu w Kalifornii w 1992 r. Nigdzie nie znaleziono żadnych narkotyków, za to Prokurator Okręgowy uznał, że prawdziwym motywem nalotu policji była chęć przejęcia posiadłości wartej 5 milionów dolarów, której sprzedaży Scott wielokrotnie odmawiał urzędnikom stanowym.
Rzesza ludzi stała się bezdomna w wyniku tych drakońskich praw. Podczas gdy mężczyźni są zamykani w klatkach na lata lub nawet dziesięciolecia i zmuszani do pracy w prywatnych więzieniach za niewolnicze pensje, ich matki, żony i dzieci pozostają bez dachu nad głową. Konfiskata domów, samochodów, oszczędności zbieranych z pokolenia na pokolenie pozostawia wiele rodzin bez środków do życia. Często doprowadzenie do zwrotu zlicytowanej nieruchomości okazuje się niemożliwe nawet po uniewinnieniu z zarzutów. Podobnych barbarzyńskich praktyk zaniechano w wielu europejskich krajach już w średniowieczu. Ówczesne polowania na czarownice także były finansowane poprzez konfiskatę ziemi i nieruchomości.
Zanim władze otrzymały prawo do przejęcia majątku handlarzy narkotyków bez przedstawienia im zarzutów w 1984 roku, obywatele cieszyli się z domniemania niewinności i ochrony Konstytucji przed nielegalną rewizją oraz zajęciem mienia. Obrońcy praw obywatelskich podkreślają, że w sytuacji, kiedy policja może skonfiskować majątek niewinnych obywateli i
zmusić ich do walki w sądzie cywilnym w celu jego odzyskania, celem rządu nie jest karanie przestępców – jest to po prostu zwykła kradzież. Obywatele są oburzeni, że mogą stracić swoje domy, samochody i oszczędności przez uprawę kilku roślin we własnym ogrodzie.
Amerykańska policja uwielbia również przeprowadzać naloty „kominiarzy” na domy palaczy marihuany w celu poprawienia statystyk i uzyskiwania dalszych funduszy na wojnę z narkotykami. Dzieci są świadkami brutalności oddziałów SWAT i widzą broń skierowaną na rodziców, często nawet one są przetrzymywane godzinami na muszce. Ludzie giną zastrzeleni we własnym łóżku ze skrętem w dłoni. Judge Napolitano, gospodarz programu „Freedom Watch” w telewizji Fox, ubolewał ostatnio nad faktem, że wielu niewinnych ludzi zostało zabitych w nalotach SWAT w swoich własnych domach i zastanawiał się czy nadal żyje w Ameryce, czy raczej w hitlerowskich Niemczech. W 2010 roku upubliczniono nagranie wideo nalotu oddziału policyjnych komandosów na dom rodzinny w mieście Columbia. W mediach padły wówczas pytania na temat sensu stosowania taktyk siłowych i sprzętu wojskowego przy podobnych okazjach, np. na podstawie wskazówki policyjnego informatora czy w przypadku przestępstw związanych z narkotykami bez użycia przemocy. Żadnych narkotyków w najechanym domu nie było, znaleziono tylko fajki do marihuany – niemniej zastrzelono psa oraz sterroryzowano rodzinę w obecności dziecka. Wojna z narkotykami jest wykorzystywana jako pretekst do stosowania takich ekstremalnych taktyk. Każdego dnia w USA odbywa się więcej niż sto podobnych nalotów SWAT.
Zwolennicy legalizacji stale przypominają opinii publicznej, że nie ma na świecie leków bezpieczniejszych niż konopie, ani używek czy narkotyków tak łagodnych w skutkach dla ludzkiego organizmu – i bardzo niewiele równie nietoksycznych substancji występuje w przyrodzie w ogóle. Aktywista Jack Herer powiedział: „Nikt nigdy nie umarł od marihuany – z wyjątkiem zastrzelonych przez policję.”
Chwała amerykańskim bojownikom o wolność sumienia, medycyny, religii, słowa czy po prostu konopi – mimo grożących im okrutnych kar palą oni najwięcej blantów w całym zachodnim świecie, i jako pierwsi ludzie na naszej planecie zaczęli na masową skalę zastępować palenie groźnego tytoniu – lokalnej używki, zdrowszymi choć nielegalnymi konopiami. Wypada tylko pogratulować im odwagi i życzyć powodzenia w tej trudnej walce.
Sebastian Daniel
źródło:
- Konopie w jednej grupie z heroiną? Analiza kontrowersyjnej klasyfikacji i nasze działania - 26 listopada 2024
- Prośba do obywateli: Zapytajcie kandydatów o depenalizację marihuany! - 26 listopada 2024
- Pismo do Ministerstwa Zdrowia w sprawie ograniczenia teleporad dla pacjentów korzystających z medycznej marihuany - 24 listopada 2024