Herbert D. Kleber jest prof. psychiatrii w Columbia University w Nowym Jorku. W 1991 r. założył tam jednostkę badawczą Dział Nadużywania Substancji, która zajmuje się poszukiwaniem leków na uzależnienia. Od jej powstania do dzisiaj jest jej dyrektorem. Jak sam twierdzi, rozporządza rocznym budżetem 11 mln dol. z grantów naukowych. Opublikował już ok. 250 prac badawczych i jest współtwórcą podręcznika o leczeniu uzależnień. Tematyką tą zajmuje się od ponad 40 lat. Jest jednym z pionierów nowych metod terapii uzależnień, w tym leczenia metadonem. Za swoją pracę otrzymał liczne nagrody.
Wojciech Mikołuszko: – Co ma najsilniejszy wpływ na powstanie uzależnienia: geny, społeczeństwo czy rodzina?
Herbert D. Kleber: – Przynajmniej w 50 proc. odpowiedzialne są geny, tak się dziś wydaje.
Czy więc właściciel feralnych genów jest skazany na nałóg?
Nie. To jedynie zwiększa jego ryzyko nałogu. Bardzo dobrze pokazują to szwedzkie badania skłonności do uzależniania się od alkoholu u osób, które zostały zaadoptowane tuż po narodzinach. Jeśli czyjaś rodzina biologiczna miała w swojej historii przypadki uzależnień, to mimo że rodzina adopcyjna była bez takich obciążeń, ryzyko stania się alkoholikiem było czterokrotnie wyższe niż u osoby bez takiego wyposażenia genetycznego.
A nie jest to wolny wybór kogoś, kto po prostu decyduje, że chce się upijać?
Genetyka nie jest abstrakcją. Ludzie, którzy mają obciążenie genetyczne, inaczej reagują na pierwsze drinki. Gdy ja po raz pierwszy wypiłem alkohol w okresie dorastania, było to przyjemne, wesołe, ale nie czułem, by mój świat się przewrócił. Tymczasem ktoś, kto ma genetyczną skłonność do uzależnień, od pierwszego razu naprawdę lubi alkohol. Jest też bardziej na niego tolerancyjny – trzeba więcej drinków, by go upić. Geny wpływają na to, jak reagujemy po raz pierwszy, gdy zażywamy narkotyk, niezależnie, czy to będzie alkohol, czy opiaty [grupa narkotyków, do których zalicza się m.in. kompot, opium i heroinę – red.]. A wie pan, która substancja jest najsilniej uzależniająca?
Kokaina?
Nie. Nikotyna! Na troje ludzi, którzy próbują nikotyny w okresie dorastania, jedna się uzależnia. Druga na liście jest heroina – uzależnia się od niej jedna na cztery osoby. Potem kokaina – jedna na pięć osób; alkohol – jedna na sześć; marihuana – jedna na dziesięć. Pomimo jednak tego, że nikotyna jest ekstremalnie uzależniającą substancją, to wciąż dwie spośród trzech osób nie popadają w nałóg. Myślę, że częściowo z powodu genów.
Skoro jednak geny odpowiadają za uzależnienie w ok. 50 proc., to co odpowiada za resztę?
Środowisko społeczne, sytuacja rodzinna i dostępność. To ostatnie jest bardzo istotne. Jeśli w twoim otoczeniu nie ma narkotyków, bardzo trudno się od nich uzależnić. Widzieliśmy to dobrze w Wietnamie pod koniec lat 60. i 70. Duży odsetek amerykańskich żołnierzy uzależnił się tam od opiatów. Były bardzo tanie, łatwo dostępne, a oni przeżywali mnóstwo stresów.
A zatem stres jest też czynnikiem?
Tak, stres jest bardzo ważny. A także wczesne zażywanie innych narkotyków. Na przykład im młodszy jesteś, gdy pierwszy raz palisz marihuanę, tym większe prawdopodobieństwo, że będziesz miał kłopoty z marihuaną, że rozwinie się u ciebie schizofrenia i uzależnisz się od innych narkotyków.
Wspomniał pan o środowisku społecznym. Jakie sprzyja uzależnieniom?
Środowisko, które nie daje zbyt wielu wyborów w życiu – jeśli dookoła są narkomani i alkoholicy, w twojej szkole jest dużo przemocy, a ty masz rodzinę z jednym rodzicem.
Przez długie lata w Polsce dominującym sposobem leczenia uzależnień były ośrodki, w których pacjenci przebywali około roku, odcięci od swego środowiska i wszelkich środków psychoaktywnych. Wiele osób twierdzi dziś, że to niewłaściwa metoda; jest bardzo kosztowna, a procent nawrotów po terapii i tak wysoki. A co pan sądzi?
Zgaduję, że odsetek nawrotów sięga przynajmniej 75 proc. Ale proszę mi pozwolić cofnąć się o krok. Czy da się wyleczyć uzależnienie?
Właściwie chciałem o to spytać…
Czy można wyleczyć cukrzycę?
Nie można.
A co można zrobić z cukrzycą?
Można brać leki, utrzymywać właściwy poziom cukru i dzięki temu prowadzić w miarę normalne życie.
Można nią zarządzać. Jeśli kontrolujesz swoją wagę, ćwiczysz, bierzesz insulinę, to możesz z cukrzycą w miarę normalnie żyć, ale jej nie wyleczysz. Myślę, że to samo dotyczy uzależnienia. To jest choroba chroniczna i z nawrotami. Leczyłem już tysiące uzależnionych. Pracuję w tej dziedzinie ponad 40 lat i jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś, kto chciałby być uzależniony. Wie pan, czego oni chcą?
Mieć przyjemne odczucia po zażyciu narkotyku?
Chcą mieć kontrolę nad braniem. Ale jeśli jesteś uzależniony, to bardzo trudno wrócić do kontrolowanego zażywania.
Tworzy pan przeciwieństwo między kontrolowanym a niekontrolowanym braniem. Tymczasem celem terapii w ośrodkach jest abstynencja.
To jest cel terapii, ale niekoniecznie pacjenta.
Prawie 20 lat temu w Polsce w leczeniu uzależnień od heroiny wprowadzono terapię farmakologiczną za pomocą metadonu. Wciąż jednak budzi ona pewne kontrowersje. A jak jest w USA?
W USA metadon zaczęto stosować w 1964 r. Pionierom tego leczenia, Vincentowi Dole’owi i Marii Nyswander, grożono aresztem i zamknięciem całego programu. Dole był jednak bardzo inteligentny, miał świetne znajomości i wynajął najlepszego prawnika w Nowym Jorku. Ja sam zacząłem stosować metadon już kilka lat po Dole’u. A dziś w USA blisko 270 tys. osób utrzymuje się na metadonie. Choć wciąż niektórzy go nie lubią.
Dlaczego?
Metadon jest opiatem. Zanim użyto go jako leku na uzależnienie, był stosowany do uśmierzania bólu. Leczę więc uzależnienie od jednego opiatu drugim opiatem. Pacjenci nie stają się abstynentami.
Czy jednak pacjenci uzależniają się od metadonu?
Stają się fizycznie od niego zależni, ale jednocześnie mogą być doskonale normalni… Wrócić do pracy, szkoły.
Krytycy twierdzą, że metadon jest nadużywany, że podaje się go ludziom zbyt młodym.
Nie jestem zwolennikiem podawania metadonu ludziom poniżej 18 roku życia i osobom o krótkim okresie nadużywania narkotyków.
Krytycy dodają też, że czasem podaje się pacjentom metadon i zostawia ich samych sobie. Tymczasem podobno to za mało, potrzeba jakiejś formy terapii psychospołecznej.
Metadon jest lekarstwem, a nie terapią. Trzeba pacjentowi pomóc radzić sobie z problemami w życiu: stresem, kłopotami w małżeństwie czy z dziećmi. Dużo trudniej leczyć człowieka, który nie ma pracy. Nawet jeśli nie wróci do narkotyków, to zacznie pić alkohol.
Jakiego rodzaju terapie są najbardziej skuteczne w leczeniu osób
uzależnionych?
Na przykład wzmocnienie motywacyjne. Skupia się ono na przyczynach, dla których warto być trzeźwym. Podczas pierwszej lub drugiej sesji z pacjentem często daję mu karteczkę i proszę o zapisanie kosztów, jakie poniósł z powodu uzależnienia. Nie mam na myśli po prostu pieniędzy, ale pracę, zdrowie, rodzinę i tak dalej. Potem wkładam tę karteczkę do jego portfela. Lubię też, gdy pacjent nosi w portfelu fotografię swojego dziecka. Gdy ulega pokusie i otwiera portfel, by zapłacić za narkotyk, widzi to zdjęcie…
Czytałem, że sukcesy odnosi terapia kognitywno-behawioralna.
Jest dość użyteczna. Dąży do tego, by pacjent zmienił myślenie, mniej skupiał się na przeszłości, a bardziej na teraźniejszości. Żeby narkotyk nie był pierwszą rzeczą, która przychodzi człowiekowi do głowy, gdy przeżywa stres. Ja swoim pacjentom podaję też numer mojego telefonu komórkowego.
Przecież mogą zadzwonić do pana nawet w środku nocy!
Nie martwię się, gdy pacjenci dzwonią do mnie zbyt często, martwię się, gdy dzwonią zbyt rzadko.
Czy metadon, który pan tak chwali, jest dobry dla każdego pacjenta?
Oczywiście, że nie. Na depresję mam, jako psychiatra, do wyboru 15, może 20 różnych leków. Od ponad ośmiu lat do leczenia osób uzależnionych od opiatów używam też buprenorfiny. Jest nawet lepsza niż metadon, bezpieczniejsza. Przy zażywaniu metadonu można zwiększać dawki i wciąż mieć efekt narkotyczny. A jeśli weźmiesz go za dużo, umierasz z przedawkowania. W przypadku buprenorfiny po przekroczeniu pewnej ilości już nie czujesz efektu narkotycznego. Trudno ją więc przedawkować. Obecnie w USA ponad 300 tys. osób jest na buprenorfinie. I mamy jeszcze naltrekson, który blokuje receptory opiatowe.
Czy to oznacza, że po zażyciu naltreksonu pacjent staje się odporny na narkotyk?
Proszę popatrzeć na swój but: tam jest pana stopa i nie ma w nim już miejsca na moją. Tak samo naltrekson zajmuje receptory opiatowe i nic już przez nie się nie przedostanie – ani heroina, ani metadon, ani inny opiat. Na naltroksenie mamy 10–15 tys. osób w USA.
Skoro działa świetnie, to dlaczego podaje się go tak niewielu uzależnionym?
Bo go nie lubią. Nie daje im efektu narkotycznego. Po prostu blokuje i tyle.
A co z lekarstwami na środki uzależniające inne niż opiaty?
Na alkoholizm mamy lekarstwa – nie są wspaniałe, ale skuteczne. Na uzależnienie od kokainy nie istnieją dobre leki, choć pracujemy nad szczepionką.
Czy legalizacja narkotyków byłaby, pana zdaniem, użyteczną formą ich kontroli?
A czy prohibicja alkoholu w USA była sukcesem?
Nie.
Dlaczego pan to powiedział?
Czytałem, że prohibicja doprowadziła do powstania zorganizowanej przestępczości w pana kraju.
Zorganizowana przestępczość powstała długo przed prohibicją. Dzięki niej po prostu stała się jeszcze lepiej zorganizowana. Prohibicja była sukcesem.
Naprawdę?
Oczywiście, zależy, co się mierzy. Jeśli zdrowie publiczne, to rozpowszechnienie alkoholizmu, przypadków marskości wątroby i przemocy domowej dzięki prohibicji spadło!
Dlaczego więc ją zniesiono?
Bo Amerykanie, którzy nie mieli kłopotów z alkoholem, nie chcieli rezygnować ze swojego toniku z wódką. Plus podatki, które państwo zamierzało pobierać ze sprzedaży trunków. Nawiasem mówiąc, to był błąd w rozumowaniu. Każdy dolar z podatków pobieranych ze sprzedaży alkoholu czy tytoniu kosztuje 9 dol., które idą na opiekę zdrowotną, konsekwencje przemocy domowej i wypadków drogowych. Tyle że te dolary pochodzą z innych kieszeni. A ludzie dziś mówią: jeśli zalegalizujemy marihuanę i heroinę, ile zyskamy z podatków! Czy wie pan zresztą, co się dzieje w Kalifornii i Kolorado po legalizacji tak zwanej medycznej marihuany?
Liczba biorących wzrasta?
Tak, wzrasta. Mamy w USA ok. 45 mln osób uzależnionych od nikotyny, 15 mln alkoholików, 800 tys. uzależnionych od heroiny, 2–3 mln od kokainy i 6 mln od marihuany. Gdyby heroina, kokaina i marihuana były równie dostępne jak alkohol i tytoń, byłoby ich jeszcze więcej! Myślę, że legalizacja narkotyków jest fałszywym tropem. Z drugiej strony nie sądzę, że powinniśmy posyłać ludzi do więzienia za posiadanie małej ilości narkotyków. Najlepszym sposobem radzenia sobie z uzależnieniami jest prewencja i leczenie. W USA tylko 10 proc. uzależnionych się leczy. Wolałbym, by pieniądze, które idą na ich ściganie, szły na terapie. Ale to jest zupełnie co innego niż legalizacja narkotyków.
Uzależnienia po polsku
Szacuje się, że w Polsce blisko 800 tys. osób jest uzależnionych od alkoholu. W przypadku innych substancji dane określa się ogólnie jako „liczbę problemowych użytkowników narkotyków”. Przyjmuje się, że mieści się ona w przedziale 56–103 tys. Brakuje danych, które pokazywałyby, ile jest osób uzależnionych od poszczególnych narkotyków.
ŹRÓDŁO:
POLITYKA.PL
- Konopie w jednej grupie z heroiną? Analiza kontrowersyjnej klasyfikacji i nasze działania - 26 listopada 2024
- Prośba do obywateli: Zapytajcie kandydatów o depenalizację marihuany! - 26 listopada 2024
- Pismo do Ministerstwa Zdrowia w sprawie ograniczenia teleporad dla pacjentów korzystających z medycznej marihuany - 24 listopada 2024