Dotychczasowa walka z narkotykami jest na tyle nieskuteczna, że coraz bliższa powinna nam być myśl o zmianach w polityce antynarkotykowej. Zamiast skupiać się na represjach i krwawej wojnie z gangami narkotykowymi, należy położyć większy nacisk na edukację, profilaktykę i terapię osób uzależnionych. Są przecież państwa, które w tej kwestii wychodzą naprzeciw człowiekowi – Portugalia, gdzie konsumpcji substancji odurzających nie uznaje się za przestępstwo, czy Luksemburg, gdzie za posiadanie marihuany można dostać jedynie mandat.
W większości krajów na świecie przeważają jednak inne, bardziej restrykcyjne metody. Ale nieustanne dyskusje na temat legalizacji lub penalizacji środków odurzających niewiele dają. W każdym razie nie są w stanie rozwiązać tego dramatycznego problemu, który dotyka społeczeństwa całego świata.
Nie popieram legalizacji wszystkich narkotyków, uważam jednak, że warto rozważyć zalegalizowanie marihuany. W państwach, gdzie jest dozwolona, potrzebna jest rzetelna edukacja, która kładzie szczególny nacisk na wiedzę o skutkach zażywania poszczególnych narkotyków. Trzeba dołożyć starań, aby pytanie, „czy marihuana jest z konopi?”, już nigdy więcej nie padło. Zalegalizowanie tego narkotyku sprawi poza tym, że państwo będzie mogło przejąć kontrolę nad jego sprzedażą, a to powinno doprowadzić do spadku dochodów czarnego rynku.
Niezwykle ważna jest prewencja, a więc zapobieganie przyczynom, dla których ludzie, zazwyczaj młodzi, po raz pierwszy sięgają po narkotyki. U źródeł nie leży jedynie głód wrażeń i szukanie nowych doznań. Często wynika to z osamotnienia, lęku lub chęci odcięcia się od codziennych problemów.
Kosztowna porażka
Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej (GCDP) w swym raporcie, opublikowanym 2 czerwca 2011 r., ogłosiła porażkę w wojnie z narkotykami. Analizując dotychczasowe strategie autorzy sprawozdania krytykują kryminalizację i marginalizację osób uzależnionych. Z raportu wynika, że na całym świecie należy rozważyć podjęcie próby zalegalizowania niektórych narkotyków, na przykład marihuany. Pod raportem z podpisali się m.in. były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, były prezydent Kolumbii César Gaviria, zeszłoroczny laureat literackiej Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa, a nawet George P. Shultz, sekretarz stanu w administracji Richarda Nixona, prezydenta USA, który 40 lat temu wydał wojnę narkotykom. Wtedy też zlikwidowano amerykańskie programy pomocy dla osób uzależnionych od środków odurzających.
Walka z narkotykami jest niewątpliwie kosztowna i do tego pochłania tysiące ofiar. Jak podaje niemiecki tygodnik „Die Zeit”, Meksyk, który kartelom narkotykowym wydał zdecydowaną wojnę, przeznacza na nią aż 15 proc. swego PKB. Z danych amerykańskiego Trans-Border Institute wynika, że w 2010 r. w Meksyku odnotowano prawie dwanaście razy więcej śmiertelnych ofiar wojen narkotykowych niż w 2003 r. (odpowiednio 15273 i 1290 zabitych). Od 2006 roku, gdy prezydent Felipe Calderon rozpoczął akcję przeciw narkotykom, zginęło tam 30 tys. ludzi.
Wojna jest trudna, bo kartele mają o co walczyć. Według wspomnianego „Die Zeit”, roczne dochody meksykańskich karteli z handlu marihuaną szacuje się na ogromną kwotę 8 mld dolarów.
Trzej prezydenci przeciwko represjom
Czy nie byłoby lepiej, gdyby te pieniądze trafiły do kasy państwowej? Według ekspertów amerykańskich, których oceny przywołał w „Polityce” Adam Leszczyński, sama tylko Kalifornia dzięki opodatkowaniu handlu marihuaną zyskałaby 1,34 mld dolarów rocznie. W referendum przeprowadzonym w listopadzie 2010 r. mieszkańcy tego stanu odrzucili jednak legalizację „marychy”. Od 1996 r. Kalifornia jest jedynym stanem USA, który zezwala na kupno marihuany w aptekach.
Ale nie wszyscy myślą tak jak mieszkańcy Kalifornii. W 2009 r. byli prezydenci Brazylii, Kolumbii i Meksyku – Fernando Henrique Cardoso, Cesar Gaviria i Ernesto Zedillo stwierdzili na łamach „Wall Street Journal”, że polityka zakazów oraz kryminalizacja konsumpcji narkotyków nie mają racji bytu. Według nich, dane empiryczne pokazują, że marihuana – najpopularniejszy narkotyk Ameryki Łacińskiej – niesie z sobą zagrożenie dla zdrowia podobne jak tytoń czy alkohol.
Fernando Henrique Cardoso w komentarzu dla brytyjskiego dziennika „The Guardian” stwierdził, z kolei że status osób uzależnionych od narkotyków powinien się zmienić: z konsumenta nielegalnych środków w pacjenta potrzebującego opieki. Cardoso podkreślił też rolę kampanii prewencyjnych, które powinny zastąpić morderczą kryminalizację. Represyjna polityka antynarkotykowa jest, jego zdaniem, mocno zakorzeniona w uprzedzeniach, strachu i ideologicznych wizjach, nie zaś w racjonalnej ocenie prawdziwego świata narkomanii. Tym samym Cardoso poparł Holandię i Portugalię, które od lat stosują bardziej liberalne strategie zwalczania narkotyków.
Portugalski „narkoeksperyment”
W Portugalii już od dziesięciu lat zażywanie narkotyków nie jest przestępstwem. Jak wynika z analizy Artura Domosławskiego w „Gazecie Wyborczej”, w 2000 r. tamtejszy rząd zaangażował prawników, lekarzy i psychologów do postawienia diagnozy. Stwierdzili oni wówczas, że społeczeństwo wolne od narkotyków to kompletna iluzja, a za najlepszy sposób przeciwdziałania narkomanii uznali profilaktykę i leczenie narkomanów – w żadnym razie ich karanie.
Chociaż handel narkotykami w Portugalii wciąż pozostaje nielegalny, w 2001 r. przyjęto ustawę o dekryminalizacji posiadania i konsumowania środków odurzających. Portugalczycy, którzy zostaną przyłapani na zażywaniu narkotyków, trafiają najpierw do komisji ds. zniechęcania do środków odurzających. Tam informowani są o możliwościach terapii. Jeśli policja zatrzyma ich kolejny raz, grozi im grzywna lub prace społeczne. Pracownicy socjalni są czynnie zaangażowani w rozmowy z młodzieżą o narkotykach.
Mimo wielu obaw związanych z „narkoeksperymentem”, Portugalia wcale nie została zalana przez środki odurzające. Co więcej, zmniejszyła się liczba zgonów spowodowanych przez przedawkowanie narkotyków. Ale eksperyment ma także skutki negatywne, bo, jak w tegorocznym raporcie ocenia Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej, liberalizacja portugalskiego prawa spowodowała nieznaczny wprawdzie, ale jednak wzrost zażywania narkotyków.
Jak stwierdził w rozmowie opublikowanej w „Tygodniku Powszechnym” Ethan Nadelmann, założyciel Drug Policy Alliance, amerykańskiej organizacji zajmującej się zapobieganiem narkomanii, liczba osób, które zmarły w USA wskutek przedawkowania, jest dzisiaj cztery razy wyższa niż 20 lat temu. Jedynie 30 proc. pieniędzy przeznaczonych na walkę z narkomanią jest, jak zauważył, wykorzystywanych do celów innych niż karanie.
Coraz więcej wolno
Zalegalizowanie wszystkich narkotyków nie wchodzi oczywiście w grę, ale częściowa legalizacja owszem, pod warunkiem dostatecznej obserwacji i kontroli ze strony organów państwa. Całkowity zakaz konsumpcji środków odurzających rodzi efekt „zakazanego owocu”: im bardziej jest niedostępny, tym bardziej kusi. W Polsce, mimo noweli ustawy z 1 kwietnia 2011 r., wszelkie narkotyki nadal są nielegalne.
Bliskie nam Czechy zerwały już pierwsze zakazane jabłko – od 1 stycznia 2010 r. każdy może uprawiać w domu do pięciu krzaków konopi indyjskich i nosić przy sobie 15 g marihuany. Legalizacja objęła również inne środki psychoaktywne, m.in. heroinę (można posiadać 1,5 g), kokainę (1g), LSD (5 tabletek), a także grzyby halucynogenne.
Jak podaje dziennik „Polska”, metody podobne do czeskich przyjęły Hiszpania, Belgia, Austria i Ukraina. W Holandii jednak do końca 2011 r. tamtejsze tzw. coffee-shopy, sprzedające narkotyki miękkie, zostaną zamknięte dla osób, które nie wykupią specjalnych kart wstępu ( – przyp.red. Prawicowy holenderski rząd próbuje przeforsować taką ustawę jednak nie mają poparcia i im się to nie udało, sprawa zamknięcia cofee shopów odłożono do 2013roku) . Powodem podjęcia takiej decyzji może być napływ ogromnej liczby obcokrajowców, którzy przybywają do Amsterdamu i innych miast Holandii w jednym tylko celu – po narkotyki. Na portalu BBC można przeczytać o mieszkańcach, którzy narzekają głównie na brytyjskich turystów.
Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia z 1997 r., alkohol, mimo że powszechnie dostępny, przynosi więcej szkód niż marihuana. Gdyby handel marihuaną został zalegalizowany, a co za tym idzie – opodatkowany, wzrosłyby dochody budżetów państw. Pieniądze, które wcześniej przeznaczano na walkę z narkotykową machiną mafijną, można byłoby wówczas przeznaczyć na profilaktykę i pomoc uzależnionym – tym bardziej, że legalizacja narkotyków może wiązać się również ze zwiększeniem kosztów ich leczenia. Tylko czy taka perspektywa jest realna?
Autor:
Magdalena Jasik, II rok. Publicystyka międzynarodowa.
ŹRÓDŁO:
- List otwarty w sprawie proponowanych ograniczeń w dostępie do medycznej marihuany - 11 września 2024
- Droga ku depenalizacji cz.3 - 3 sierpnia 2024
- Dawkowanie THC związane ze zwiększonym czasem przeżycia u pacjentów z paliatywnym rakiem - 21 maja 2024