Temat dosyć obszerny, a miejsca mało. Nie przeciągając więc nudnych wstępów zapraszam do szybkiej podróży po ‘narkotykowym’ świecie highu!
Doświadczenia, badania, eksperymenty, czyli dr to dr tamto…
,Najbardziej wiarygodne źródła naukowe mówią, że trwałe uszkodzenie mózgu jest jednym z nieuniknionych skutków zażywania marihuany”- to słowa R. Reagana z 1974 roku. Przeprowadzono wówczas doświadczenie Heatha, polegające na pięciominutowym pompowaniu małp dymem marihuany, z 63 kolumbijskich jonitów, przy użyciu maski gazowej (jednak dla opinii publicznej ‘dzienna dawka jointów’ wynosiła 30). Eksperyment trwał 3 miesiące. Małpy umierały dokładnie po 90 dniach. Uszkodzenia mózgu zostały udowodnione poprzez zliczenie martwych komórek mózgowych u testowanych i nietestowanych małp. Doświadczenie to stało się podporą dla rządu, dowodem naukowym, potwierdzającym szkodliwość marihuany. Naukowcy zaczęli negować słuszność wniosków tego doświadczenia dopiero po 6 latach, kiedy to zostały ujawnione szczegóły badań. Ofiary nieprzemyślanego eksperymentu zostały bowiem ‘najzwyczajniej w świecie’ uduszone dymem! Użycie masek gazowych (bez dodatkowego źródła tlenu) wykończyło mózg, a w ‘procesie duszenia’ to właśnie komórki mózgowe obumierają jako pierwsze… Rezultaty tych badań były silnie propagowane, a naukowa papka sprzedawana społeczeństwu nadal ma swoich zwolenników. W 2005 roku inne badania wykazały, iż palenie konopi indyjskich może stymulować rozwój nowych komórek mózgowych.
Tym razem nie było już szokujących nagłówków brukowców, a wyniki badań nie cieszyły się powszechnym uznaniem i szybko o nich zapomniano. Jednak nikt nie podważy kwestii naturalnego pochodzenia marihuany, a obecnie wszystkie BADANIA wskazują na to, że konopie indyjskie mogą być podawano jako LEK na ok. 200(!) różnych schorzeń i chorób m.in.: na jaskrę, epilepsję, dystrofię mięśniową, stwardnienie rozsiane, zapalenie stawów, anoreksję, bóle stawów, bezsenność, depresję, zapalenie wątroby typu C czy też AIDS. Obecnie nie ma produktu, który daje tyle korzyści medycznych co marihuana.
Delegalizacja=korporacja
Skoro marihuana może mieć medyczne zastosowania to, co jest przyczyną wszelakich zakazów konopi indyjskich? Odpowiedź jest prosta: pieniądze. Korporacje farmaceutyczne posiadają skomplikowane struktury, gdzie przede wszystkim liczy się zysk. W świecie, gdzie nawet bez recepty dostaniesz lek na wszystko i na nic, a hipochondria to zjawisko powszechnie znane i akceptowane, farmaceutyka to jedna z bardziej profitowych i prężnie rozwijających się gałęzi w gospodarce światowej. W latach 20. patentowanie roślin było niemożliwe, dlatego też żadna z firm nie mogła wykorzystać konopi. Skoro nie można tego wykorzystać, to w sprytny sposób trzeba się ich pozbyć… Czysto hipotetycznie: wielkie bum! Marihuana została zalegalizowana! Mało tego! Opublikowano wyniki badań nad konopiami, które pokazują szereg pozytywnych zastosowań. Okazuje się, że naturalna roślina może być lekiem na ogromną liczbę schorzeń! Co robisz? Kupujesz nasionka, sadzisz, pielęgnujesz itd., a roślinę masz już na wieczność! Małym kosztem masz lek zastępujący połowę domowej apteczki! Kto na tym traci? Firmy farmaceutyczne, służba zdrowia, a przy tym rząd. Nikomu to się nie opłaca, a dobro jednostki, w tym momencie jest nieistotne.
Marihuana kontra procenty
Palenie trawki stało się szczególnie modne w XIX wieku wśród robotników kolonii brytyjskich. Jednak nowe zjawisko dla producentów alkoholi było co najmniej niewygodne. Fakt, że po pracy każdy powinien wracać do przytłaczającej rzeczywistości i topić poczucie podłego losu w gorzale, był czymś oczywistym. Tak było zawsze i głównie dzięki temu przemysł alkoholowy doskonale prosperował, a pubów i wszelakich barów przybywało. Trzeba było więc wyeliminować konkurencję. Jak? Tak jak zwykle… Należało wmówić masom, że palenie marihuany niesie za sobą śmiertelne skutki, poprzeć tezę badaniami i zbombardować ludzi nowymi produktami alkoholowymi ubranymi w kolorowe, napawające optymizmem reklamy. „Skoro nadal tak skrupulatnie wrzucamy marihuanę i inne narkotyki do jednego worka to dlaczego nikt nie wspomina o tym, że alkohol jest również narkotykiem! I to nie są wyssane z palca słowa, jest to udowodniona naukowo prawda. Nie rozumiem jak to jest, że wódka- 40% rozwodniona trucizna jest powszechnie akceptowana, a zioło traktuje się jak zakazane zło! Po alkoholu traci się kontakt z rzeczywistością, ludzie mają zaburzenia równowagi, nie mogą wydajnie pracować itd. Itd., tego przy trawie nie ma!” mówi Przemek Ratowicz z Wolnych Konopi: ,,heroina, kokaina, alkohol w takiej kolejności zostały ustawione najbardziej szkodliwe i uzależniające narkotyki według najnowszych badań”.
HOLENDERSKA rzeczywistość
Dla zwolenników pełnego liberalizmu – kraj mlekiem i miodem płynący. Dla fanów trawki: plejada wyborów w coffee shopach, na które można się natknąć praktycznie wszędzie. O dziwo statystyki pokazują, że pomimo faktu legalizacji marihuany w Holandii jedynie 2.5 % społeczeństwa zażywa narkotyki. Holandia ma mniej problemów związanych z narkomanią niż większość innych krajów. W USA, gdzie konopie są zakazane, ten wskaźnik procentowy jest dwa razy wyższy. Skąd te wyniki? Obcowanie z dilerami zwiększa prawdopodobieństwo zakupu innych narkotyków. Psychologowie społeczni wskazują również na efekt bumerangu- – nielegalne rzeczy zdają się być bardziej atrakcyjne. ,,Sytuacja w Holandii jest zdecydowanie korzystna dla konsumentów: masz dostęp do czystej marihuany; dla państwa, które kontroluje niejako sytuacje (chodzi mi tutaj o obowiązek posiadania dowodu osobistego przy zakupie konopi, gdzie na ulicy nikt nie zapyta cię o dowód, a jeszcze wciśnie nieświadomemu małolatowi inne syfy;) plus ogromne korzyści materialne dla rządu”- twierdzi Przemek. Patrząc na sytuację gospodarczą i społeczną Holandii, legalizacja wyszła im zdecydowanie na dobre!
Polsko: to może jednak zalegalizujesz?
Zdaję się, że w tej kwestii wszystko już zostało powiedziane. Bo ile można rozważać wszystkie za i przeciw, skoro wiadomo, że w Polsce i tak się nic nie zmieni w tej kwestii…Wolne Konopie negują takie opinie. Organizacja działa już od 10 lat w naszej stolicy. We Wrocławiu są stosunkowo ‘nowi’, ale już o nich głośno. Zaczęli od Marszu Wyzwolenia Konopi. O co walczą? ,,Przede wszystkim chcieliśmy zwrócić uwagę mediów. Chcemy, żeby problem ten został nagłośniony. Dzięki akcji stu marszy w Polsce, zaczęto w ogóle dyskutować na temat marihuany w polskim prawie. Znaleźli się dziennikarze, którzy ukazali ten problem z naszej perspektywy. Oczywiście nie chcemy na razie pełnej legalizacji, zdajemy sobie sprawę, że nasze społeczeństwa jest mentalnie na to niegotowe, chcemy jednak żeby ludzie byli świadomi i mieli prawo wyboru. Chodzi nam również o to, żeby nie traktować człowieka z niewielką ilość trawki jak kryminalistę! Policja zajmuję się ściganiem młodych, zwykłych ludzi, którzy lubią sobie zapalić zioło. Potem taki człowiek trafia do więzienia, gdzie spotyka prawdziwą śmietankę mafijną – i tutaj już nie ma szans na normalny rozwój, wręcz przeciwnie: poznaje kryminalistów, którzy mają dostęp do twardych narkotyków. Analogia jest oczywista… Nie dość, że za kratkami nie jest wydajny w żaden sposób, to jeszcze pieniądze podatników idą na jego utrzymanie…100 mln zł! Tyle rocznie rząd przeznacza na utrzymanie takich ludzi! Przecież to absurdalne! Te pieniądze mogłyby zostać spożytkowane w bardziej przemyślany sposób.”- opowiada Przemek Ratowicz, przedstawiciel Wolnych Konopi. Na terenie Wrocławia trwa również projekt klubu CANNABIS HOUSE– jest to eksperyment społeczny, który ma na celu ukazanie ilości osób zażywających marihuanę (na razie tylko na terenie Wrocławia, jednak to ma się wkrótce zmienić) zainteresowanych rezygnacją z uczestniczenia w nielegalnym obrocie trawy i pozytywny wpływ na zwalczanie przestępczości narkotykowej. A wszystko to zgodnie z prawem! (więcej nawww.cannabishouse.pl).
Pomijając kwestię ciemnoty politycznej, tutaj nawiąże do słynnego ‘wykładu o marihuanie’ szanownego Jarosława Kaczego, „Co do marihuany … To na pewno trzeba z nią walczyć, ale czy marihuana jest z konopi? Chyba nie…”. Edukacja z pewnością jest potrzebna naszemu społeczeństwu. Szeroko rozumiana wolność, demokracja i inne ładne hasełka, do których tak lubią odwoływać się politycy – jak dla mnie, w tym temacie jawią się jako zwykła hipokryzja. Z systemem ciężko się walczy, ale kto nie próbuje, ten wiele traci. A zdrowy bunt w tym wypadku powinien być doceniony. „To, że jest tak jak jest, to jest wina zaślepionego społeczeństwa i narkofobii w Polsce. Od dziecka nas uczą, ze narkotyki to zło w czystej postaci, a marihuana została włożona do jednego worka razem z heroiną, kokainą itd. Polityk nie wychyli się, że jest za legalizacją trawki, (chociaż muszę powiedzieć, że całkiem sporo ludzi siedzących na stołkach w rządzie lubi sobie zapalić), bo zaraz zostanie skreślony przez opozycję – albo zostanie uznany za narkomana.” Legalizacja jest i będzie tematem kontrowersyjnym. Warto się jednak zastanowić, czy legalizacja przyniosła by więcej szkody czy pożytków, bo przecież ‘wszystko jest dla ludzi, należy jednak zachować elegancki umiar w zepsuciu’…
Podziękowanie dla Przemka „Psyho” Ratowicza, przedstawiciela Wolnych Konopi!
Joanna Wajs
źródła:
- List otwarty w sprawie proponowanych ograniczeń w dostępie do medycznej marihuany - 11 września 2024
- Droga ku depenalizacji cz.3 - 3 sierpnia 2024
- Dawkowanie THC związane ze zwiększonym czasem przeżycia u pacjentów z paliatywnym rakiem - 21 maja 2024