Historie osób, które pokonały chorobę dzięki medycznej marihuanie nie zawsze opowiadają o walce na śmierć i życie. Czasami ich bohaterami są osoby, które wyłącznie dzięki owej roślinie odzyskały możliwość by żyć pełnią życia. Taką właśnie opowieścią jest przypadek Roni Stetter z USA. Jej wygrana z bólem i niepełnosprawnością jest inspirującą historią, która pokazuje że nigdy nie należy rezygnować ze swych marzeń.
Roni Stetter pamięta, że ból towarzyszył jej od wczesnego dzieciństwa. Początkowo był bagatelizowany przez wszystkich – w końcu liczne dzieci cierpią na bóle wzrostowe. Jednak kiedy stała się nastolatką, ten nie ustępował, wręcz przybierał na sile. Nikt nie potrafił powiedzieć co dzieje się w jej kolanach – zmiany stwierdzane w badaniach nie odpowiadały żadnej chorobie. Jedyną diagnozą którą stwierdził lekarz – „przewlekły ból stawów”, który pogarszał się przy każdym wysiłku.
Od zawsze kochała sport, będąc bardzo aktywnym dzieckiem. Wszędzie było jej pełno, spędzając wiele czasu poza domem, uwielbiała się bawić z rówieśnikami. Lecz kiedy wracała zmęczona do domu, coraz częściej płakała z wyczerpującego bólu kolan, stóp i bioder. Utrzymywała się w formie, jednak za cenę znacznego cierpienia. Dla Roni Stetter pływanie było całym życiem . W swojej klasie była na tyle dobra, że proponowano jej stypendium sportowe, by mogła kontynuować swoją aktywność w szkole średniej.
Postanowiła kontynuować swoją karierę, mimo iż z biegiem czasu coraz ciężej było jej ignorować ból. Przechodziła liczne zabiegi, które miały uśmierzać dolegliwości, i zregenerować powstałe uszkodzenia w stawach. Po licznych sesjach fizjoterapii i elektrostymulacji terapeuci po prostu się poddali. Przepisali jej ogromne dawki leków przeciwbólowych. Miała przyjmować aż 800 mg ibuprofenu 2-3 razy dziennie, czyli aż 12 tabletek! Jednak wkrótce przestały one pomagać. W przypadku ibuprofenu to normalne – po pewnym czasie jego właściwości przeciwzapalne słabną. W końcu leki stały się całkowicie nieskuteczne. Roni przestała przyjmować tabletki, a dokuczający coraz bardziej ból pozostał. Lekarze kazali jej nie tylko zrezygnować z pływania, ale z uprawiania sportu w ogóle. Dziewczyna postanowiła jednak zacisnąć zęby jak dawniej – jak wielu sportowców, którzy kontynuują treningi mimo kontuzji.
W krótkim czasie doszło jednak do wypadku, który ostatecznie zakończył jej karierę sportową. Na jednym z treningów zanurkowała pod złym kątem, i poczuła promieniujący ból pleców. Okazało się, że osłabione były również stawy w jej kręgosłupie. Ostatecznie Roni porzuciła pływanie. Rutyna pracy za biurkiem stanowiła dla niej prawdziwą udrękę – w końcu całe życie spędzała aktywnie. Zaczęły się problemy z wagą, a ona sama czuła się całkowicie niespełniona, nie na miejscu… I potwornie znudzona, gdyż nic nie potrafiło zapełnić poczucia pustki, z którą wiązała swoje życie, pasję i przyszłość. 18 godzin tygodniowo, które dotąd spędzała na basenie musiała przesiadywać w domu, co dla dziewczyny było prawdziwą tragedią. Rehabilitacja pozwoliła jej przywrócić część sprawności, ale czuła, że nigdy nie powróci do formy.
Przyznawała, że już wcześniej okazjonalnie paliła marihuanę – ale wtedy była to tylko używka, zwykła alternatywa dla alkoholu. Dopiero gdy dostała się na studia uzyskała dostęp do marihuany medycznej… I wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Okazała się tym lekarstwem, którego potrzebowała. „Podczas gdy wcześniej byłam smutna, pozbawiona motywacji i świadoma swoich ograniczeń, nagle zaczęłam nawiązywać nowe znajomości, i stałam się bardziej towarzyska. Dawniej spędzałam całe noce przy komputerze, albo bezcelowo włócząc się po kampusie nie mogąc zaznać snu, od tamtej chwili – spałam jak nigdy w moim życiu (mimo współlokatora, co chrapał niemal tuż nad uchem). Ale co najważniejsze – dotąd pójście do klubu fitness, odległego o mniej niż 1,5 kilometra dosłownie „wykręcało” stawy z bólu. Po marihuanie mogłam biec tam niemal w podskokach, i spotykać się z przyjaciółmi i w końcu uczestniczyć wraz z nimi w upragnionych zajęciach z jogi„.
Wcześniej lekarze mówili jej „nigdy nie będziesz normalnie chodzić”. Kilka lat później przebiegła półmaraton. Dwukrotnie. Od początku przygody z medyczną marihuaną w 2010 roku jej samopoczucie i zdrowie polepszyło się o stokroć, i w końcu mogła wrócić do dawnego, aktywnego stylu życia. Zazwyczaj wybiera odmianę indica, gdyż daje jej poczucie relaksu. Koncentraty natomiast najlepiej działają na stan zapalny. Nie zażywa marihuany przed pracą, ale czuje, że jej wpływ utrzymuje się cały czas. Ból nie wypełnia jej dnia, choć czasem, dla pewności, zakłada stabilizator.
Gdyby poddała się, jak sama przyznaje, stałaby się „tylko pomniejszoną, pozbawioną pasji wersją siebie, do tego podupadającą na zdrowiu. Ta roślina pozwoliła mi odzyskać życie. Zasługujemy na to, by móc dać z siebie wszystko, i mieć tyle zdrowia, ile tylko możemy uzyskać. To właśnie pozwoliła mi odzyskać marihuana. I tego też pragnę dla innych” mówi Roni.
ŹRÓDŁO: MEDYCZNYOLEJ.ORG
- Konopie w jednej grupie z heroiną? Analiza kontrowersyjnej klasyfikacji i nasze działania - 26 listopada 2024
- Prośba do obywateli: Zapytajcie kandydatów o depenalizację marihuany! - 26 listopada 2024
- Pismo do Ministerstwa Zdrowia w sprawie ograniczenia teleporad dla pacjentów korzystających z medycznej marihuany - 24 listopada 2024